poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Niezła wycieczka się zapowiada...Part 9



30 czerwca 2015 roku
  Monotonia, która wdarła się w twoje życie coraz bardziej staję się natrętna, wstajesz jesz pracujesz spisz, i tak codziennie. Nie tak wyobrażałaś sobie swoje życie. Przynajmniej w połowie, bo w tym przypadku do 70’ciu % zgadza się z oczekiwaniami, które chciałaś zabrać na swoje barki. Ale było w tym coś jeszcze, treningi, których teraz tak cholernie ci brakuje. Wiedziałaś, że w jednej z tych decyzji nie będzie już czasu na imprezy i lekkie życie. Ale przecież hej! Nikt nie mówił że będzie kolorowo. No właśnie.. Nikt cię przed tym nie ostrzegł.
 
 Przechodzę przez korytarz. Myśląc ile jeszcze razy będę się tak wracać by wymienić tą głupią wodę. A chodzę tak często tylko dlatego, że jest kolejne zamieszanie. A mianowicie juniorzy mają sparing z przyjezdną drużyną, czyli trzeba zrobić więcej pokoi, a że to z zagranicy to musi być picuś glancuś bo tego wymaga szefowa. Chciałabym tym wszystkim walnąć i wrócić do Wrocławia, zacząć trenować albo się wyprowadzić i zacząć studia. Ale gdybym tak zrobiła pewnie po czasie chciałabym tu wrócić bo jednak miałabym Kacpra obok siebie. To znaczy nie Kacpra tylko siatkarzy, i ich pokoje. Tak właśnie o to mi chodziło o pokoje. Czy ja się w tym momencie przyłapałam na myśleniu o nim? Cholera.
Zajęłam się ostatnim piętrem dla gości. Jeszcze trochę i mogę wracać. A z tego co mi wiadomo mam mieć pięć dni wolnego, także tego. Uśmiechnęłam się do siebie, włożyłam słuchawki i zabrałam się do roboty, im szybciej skończę tym mniejsze prawdopodobieństwo, że spotkam kogokolwiek.
 Standardowo skończyłam przed 15. Zabrałam swoje rzeczy, i kierowałam się w stronę parkingu. W sumie to jest bardzo ładna pogoda, drzewa nie dały rady promieniom słońca, i chcąc nie chcąc będę mieć saunę w samochodzie.
Otworzyłam drzwi, oparłam się o auto i czekając, aż się wywietrzy zajełam się telefonem.
-A ty co?- rozejrzałam się za głosem. Tak mnie pochłonęły wiadomości ze świata, że nawet nie widziałam żeby ktoś zmierzał w moją stronę.
- Nie widać? – pomachałam telefonem przed osobnikiem, który raczył mnie odwiedzić.
- No widać widać, a ty to chyba już pracę skończyłaś prawda?
- Niby tak, a bo?
- A to, że nie chwaliłaś mi się.
- Niby czym miałabym się chwalić? Ej puść! Przecież auto mam otwarte kretynie jeden! Daj mi chociaż zamknąć auto!
- Jak ci dam to sobie odjedziesz.
- EEE nie prawda? To ty je zamknij skoro się tak boisz. – podałam mu kluczyki.
-No już a teraz chodź. – otwarłam już usta by coś powiedzieć – i nie nie możesz się wycofać.
 Zaprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia dając mi buty, czekał aż je ubiorę. Minę to miał mówiącą ‘ nie będzie sprzeciwu, ubierasz albo ja ci pomogę’ więcej chyba dodawać nie muszę. Ubrałam obuwie, a on otworzył drzwi. Moim oczom ukazała się sala, na której jakieś 15minut temu zakończył się ich trening, ponieważ zapach potu jeszcze utrzymywał się w powietrzu.
-Nie chwaliłaś mi się, że umiesz grać.
- Bo tutaj nie ma się czym chwalić.
- Nie powiedziałbym, nie wszystkie dziewczyny, które tutaj pracowały umieją grać.
 No niby ma rację, przecież mogłabym teraz siedzieć tak jak oni na hali całym dniem i trenować mieć taki tryb życia jak oni.
- Mniejsza, a mogę wiedzieć po co mnie tu przyprowadziłeś?
- Zagramy sobie.
- Kto jak kto, ale ty chyba wiesz ile powinno być zawodników na boisku. -
- O to się nie martw. Mam wszystko gotowe. Rozgrzej się, a ja za raz wrócę.
 Zrobiłam to co mi kazał, w sumie to chyba coś czuję, że sprowadzi mi tu za raz całą jego bandę albo przynajmniej 12 zawodników na dwie drużyny. Ehe już czuje to upokorzenie, przecież dziewczyny a chłopaki mają inną siłę, a ja na przyjęciu ich bomb chyba się posram.
- Wróciłeeeeeeeem.
-Widzę. – uniosłam jedną brew do góry i zrobiłam minę w stylu ‘no co ty nie powiesz?’
- I patrz kogo sprowadziłem. – a nagle mi tu zza drzwi wychodzi 11 juniorów. Mimo iż się tego spodziewałam zatkało mnie. I ja mam niby z nimi grac?
  Wszyscy jak gdyby nigdy nic weszli, pomachali i powiedzieli, krótkie ‘ hej’ a ja tylko potrafiłam się uśmiechnąć i odmachać.
- Dobra nie traćmy czasu. To jest Martyna – wskazał na mnie dłonią – A od lewej masz tak Bartek Lipiński, Bartek Lemański, Krzysiu Bieńkowski, Marcin Komenda, Jan Fornal, Artur Szalpuk, Olek Śliwka, Kuba Popiwczak, Paweł Gryc i Kuba Lewandowski. Wszystko jasne? – przytaknęłam – no to superancko. – dziwnych min na słowo ‘superancko’ wypowiedzianych przez Kacpra, się nie obyło. Kto w tych czasach używa takich słów?
Składy wyglądały następująco : Ja, Szalpuk – przyjęcie, Komenda – rozegranie, Gryc – atak, Popiwczak – libero i na środek Lemańśki. Drużyna Kacpra grała w składzie: on jako libero co jest chyba oczywiste, Fornal z Śliwką na przyjęcie, Bieńkowski – rozegranie, Lipiński – atak a na środek Lewandowski.
 Wydawało się, że podzieliliśmy się po równo, i dlatego nie obyło się bez zaciętych i długich akcji. W setach jest 2:2. Graliśmy na normalnych zasadach tyle że, z jednym środkowym i nie zmieniającym się libero. W punktach wygląda nie ciekawie 15:14. Moja drużyna prowadzi, a ja właśnie mam iść na zagrywkę. Nie wiem dlaczego, ale za wszelką cenę chcę wygrać. Mimo, iż nic mi to nie da, żadnego pucharu, medalu, ani złotych majtek. Po prostu mecz taki sam jak ten z treningów. Mimo to chcę czuć satysfakcję. Staję za 9 metrem, idealnie odmierzam 3 kroki, ustawiając się do zagrywki z wyskoku, zastanawiam się gdzie wycelować piłką. Spróbować zagrać skrót? Może flota? A może pieprznąć w tą piłkę tak mocno i zaryzykować w siatkę? Trzy kroki, piłka do góry, wzięłam zamach, chop, i pach. Poszło! Na Kacpra, to nie miało być na niego to miało iść po prostej. Trudno, wróciłam szybko na swoją pozycję, a do ataku zbierał się Fornal, czyli będzie po skosie czyli będzie na mnie. Przygotuj się Martyna przyjmiesz to. Jedna chyba z najdłuższych akcji, jakie dziś rozegraliśmy, ale nie na naszą korzyść. Gramy dalej, zagrywa Fornal.
Jeden, dwa, trzy! Jest setowa dla nas, Artur kieruje się za dziewiąty mecz, posyła bąbę! Tak jest idealnie pomiędzy Piechockiego i Śliwkę! Pogratulowaliśmy sobie wzajemnie, posprzątaliśmy piłki, i poszliśmy. Oddałam Kacprowi buty i ruszyła w stronę auta. Niektórzy siedzieli jeszcze przed budynkiem na ławeczkach. Odjechawszy spojrzałam się w ich stronę. Uśmiechnęli się i pomachali, a ja odwzajemniłam. Fajni chłopacy.
  Było już grubo po 18 kiedy wróciłam do domu. Otworzyłam drzwi i z bananem na twarzy przywitałam się z Madzią, wspominając dzisiejsze śmieszne akcje.
- Co dziś robiłaś takiego, że wróciłaś do domu 3 godziny później? Cóż cię zatrzymało ? – uśmiechnęła się wścibsko, i ruszając zabawnie brwiami. Dobrze wie, że coś mam za uszami. Przed nią się nic nie ukryje.
-No bo to przez Kacpra i resztę. – powiedziałam odkładając kubek z herbatą.
-Uuuu, co wy kombinujecie?
- CO?! Jakie wy? Nic, po prostu no emm.. pamiętasz wtedy, jak poszłyśmy na salę? I zostały otwarte drzwi, on je zostawił, widział nas jak ‘grałyśmy’ i dziś zaciągnął mnie na salę i graliśmy mecz, i wygrałam w tie breaku. I poznałam wszystkich juniorów, no i było okej. A ty kiedy musisz wrócić z chorobowego? Mam już dość tamtej siksy – momentalnie zcisnęłam mocniej kubek.
- Za 5 dni
– A to się fajnie składa
-Uuu dlaczego?
- Mam wolne, i jedziemy do Wrocławia.
- Taa żartujesz – prychnęła.
- No poważnie jedziemy do Wrocka, na 5 dni w sumie stęskniłam się za rodziną nie mów, że ty nie – spojrzałam w jej stronę. – No ale nie ma, że nie jedziemy a potem pojedziemy na wycieczkę może do Krakowa hmm? Taki odpoczynek bo wiesz Juniorzy za chwilę jadą i przyjeżdżają Seniorzy więc, wiesz. Chyba, że serio nie chcesz to pojadę sama. Idę się kąpać. – wstałam, poszłam po świeżą bieliznę i piżamę, raczej chyba już nigdzie nie pójdę tego dnia.
 Z łazienki wyszłam pół godziny później, blond włosy, które były jeszcze trochę mokre opadały mi na piżamę w misie. W salonie usłyszałam jakąś rozmowę, pewnie to telewizor. Więc swoje kroki udałam do pokoju. Ale im dłużej słyszałam głos, tym bardziej byłam przekonana, że to nie telewizja.
- Ej Tyna choć na chwilę!
- Po co? – stanęłam w korytarzu i uniosłam głowę oraz ręce i pomyślałam tylko ‘boże czemu?’ odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę salonu.
- Mamy gościa.
- Słyszę. – odparłam. Stanęłam w progu. I kogo ujrzałam Artura. Tak tego Artura. – Eee hej? Co cię tutaj sprowadza? – zapytałam i usiłowałam się uśmiechnąć najmilej jak tylko potrafiłam, a nie pomagał mi fakt, że mam piżamę w misie i mokre włosy.
- Bo ja tutaj w takiej sprawie jestem, nie chciałybyście może, pojechać z dwoma chłopakami do miasta, żeby wspomóc ich w wyborze prezentu?
- Z chęcią, ale mamy na jutro plany. – odpowiedziałam, a na ich twarzy od razu wdarło się niezadowolenie. – Ale jak chcesz jechać z nimi Madzia to jedź ja sobie pojadę sama do tego wrocka. Najwyżej. – skończyłam i poszłam do swojego pokoju. Włączyłam laptop, podpięłam słuchawki, otworzyłam odpowiednie przeglądarki i muzykę.
 Nim się obejrzałam na zegarku widniała już godzina 23:33 trzeba się kłaść. Wyłączyłam laptop. Ułożyłam się do łóżka, sprawdziłam czy telefon nie potrzebuje podładowania i ustawiłam budzik. Zamknęłam oczy i oddałam się w ręce krainy marzeń.
 Gdyby ktoś 3 lata temu powiedziałby ci, że możesz być kiedykolwiek szczęśliwa, wyśmiałabyś go. Przecież, nikt taki jak ty nie może być szczęśliwy. Od zawsze miałaś jakieś problemy, dopadały cię nieszczęścia, miałaś do wszystkiego pecha. Inni dostawali wszystko z łatwością, tobie nigdy nic nie zostało dane od tak na tacy, na wszystko musiałaś zasłużyć. Czy to w podstawówce czy na studniach. A jednak los ma dla ciebie inne zakończenie.
   Jest siódma rano pierwszego lipca, promienie słońca oświetlają znaczną część twojego byłego ale ciągle stałego pokoju u rodziców. Jedynie cień pojawia się w miejscu gdzie śpisz.
- Martyna wstawaj.
- Jeszcze chwilę – odpowiadasz. Przewracasz się na brzuch i podciągasz nogę tak aby było ci wygodnie.
-Nie ma chwili wstawaj, wyśpisz się po śmierci. – czujesz jak ktoś zsuwa z ciebie lekką, puszystą pościel. Jęczysz z niezadowolenia. Od zawsze nie lubiłaś gdy ktoś cię budził i to o tak wczesnej porze a na dodatek bez konkretnego powodu. Otwierasz oczy, a osoba, która dawała ci cień, jest ostatnią osobą jaką chciałabyś spotkać u siebie w domu, w pokoju, o siódmej rano. – w sumie to niezły z ciebie śpioch jestem u ciebie w pokoju od jakiś dziesięciu minut, nie staram się być cicho, a wręcz przeciwnie, a ty prócz jakiegoś jęczenia, i poprawiania się na łóżku kompletnie bez reakcji. Dziewczyno czy ciebie jest coś w stanie obudzić?
- Tak, ale na pewno nie twoja osoba– i to wcale nie miało być śmieszne, a wręcz odwrotnie. Ale jak widać go to bawi, ponieważ zareagował na to uśmiechem, takim szczerym słodkim uśmiechem. Ale stop. On cie przecież obudził. – po jakie licho tu przyszedłeś? I jakim cudem wiedziałeś gdzie mieszkam?
- Zabieram cię na wycieczkę. Ma się swoje sposoby, a teraz wyłaź i idź się ubierać nie ma dnia.
- A ja nie mam akurat dnia dla ciebie, nigdzie nie idę. Pa pa. – odblokowałam telefon i napisałam do Madzi czy to ona podała mu mój adres.
- Okej, wiedziałem, że tak będzie. A więc nie dajesz mi wyboru. – podszedł do łóżka, i przerzucił mnie przez ramię. Moje krzyki oraz bijatyki na nic by się zdały. Jedynie przyciągnęłyby uwagę.
- Mamo pomóż! Patrz co on ze mną robi. Nie pomożesz?Pozwolisz mu na to? – jedynie co to pokiwała głową, aha.
- Tak pozwolę, bo wiesz kochanie kiedyś będziesz mi dziękować, że nic nie zrobiłam. Ten jeden raz, nie pomogę ci w przypadku tego chłopaka. Daj mu szansę…
 
Obudziłam się o ósmej, wystraszona, i zalana potem. Co to miało znaczyć? Daj mu szansę? Jaką do cholery szansę? I kto to był za chłopak? Za nic na świecie nie potrafię sobie przypomnieć jego twarzy. Ale ona była mi tak bardzo znajoma…
- Oo wstałaś, a jednak nie musiałem cię budzić. –podskoczyłam gwałtownie, odwróciłam się w stronę skąd dobiegał głos. No masz, jeszcze tego mi tu brakuje.
- Co ty tu robisz? – czułam jak dreszcz włada nad moim ciałem. Tylko dlaczego? Znam go. Wiem że nic mi nie zrobi, a mimo tego się boje. Co jest ze mną grane?
- Zabieram cię na wycieczkę, ubieraj się nie ma dnia.
- To jest żart prawda? Za raz wyskoczą mi tu jakieś kamery, albo znikniesz prawda? Powiedz, że tak.
- Noo tu cię zasmucę, nie będzie tak, to nie jest żaden żart. Idź się ogarnąć masz 15 minut. Zaprzeczyłam, i od razu tego pożałowałam. Wszystko działo się podobnie jak w moim śnie. Dlaczego??? Wszystkie moje plany na dziś poszły się…
-------------------------------------------

NO HEJ! Jak wam się podoba? Zostawcie znać w komentarzu! :)