poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Niezła wycieczka się zapowiada...Part 9



30 czerwca 2015 roku
  Monotonia, która wdarła się w twoje życie coraz bardziej staję się natrętna, wstajesz jesz pracujesz spisz, i tak codziennie. Nie tak wyobrażałaś sobie swoje życie. Przynajmniej w połowie, bo w tym przypadku do 70’ciu % zgadza się z oczekiwaniami, które chciałaś zabrać na swoje barki. Ale było w tym coś jeszcze, treningi, których teraz tak cholernie ci brakuje. Wiedziałaś, że w jednej z tych decyzji nie będzie już czasu na imprezy i lekkie życie. Ale przecież hej! Nikt nie mówił że będzie kolorowo. No właśnie.. Nikt cię przed tym nie ostrzegł.
 
 Przechodzę przez korytarz. Myśląc ile jeszcze razy będę się tak wracać by wymienić tą głupią wodę. A chodzę tak często tylko dlatego, że jest kolejne zamieszanie. A mianowicie juniorzy mają sparing z przyjezdną drużyną, czyli trzeba zrobić więcej pokoi, a że to z zagranicy to musi być picuś glancuś bo tego wymaga szefowa. Chciałabym tym wszystkim walnąć i wrócić do Wrocławia, zacząć trenować albo się wyprowadzić i zacząć studia. Ale gdybym tak zrobiła pewnie po czasie chciałabym tu wrócić bo jednak miałabym Kacpra obok siebie. To znaczy nie Kacpra tylko siatkarzy, i ich pokoje. Tak właśnie o to mi chodziło o pokoje. Czy ja się w tym momencie przyłapałam na myśleniu o nim? Cholera.
Zajęłam się ostatnim piętrem dla gości. Jeszcze trochę i mogę wracać. A z tego co mi wiadomo mam mieć pięć dni wolnego, także tego. Uśmiechnęłam się do siebie, włożyłam słuchawki i zabrałam się do roboty, im szybciej skończę tym mniejsze prawdopodobieństwo, że spotkam kogokolwiek.
 Standardowo skończyłam przed 15. Zabrałam swoje rzeczy, i kierowałam się w stronę parkingu. W sumie to jest bardzo ładna pogoda, drzewa nie dały rady promieniom słońca, i chcąc nie chcąc będę mieć saunę w samochodzie.
Otworzyłam drzwi, oparłam się o auto i czekając, aż się wywietrzy zajełam się telefonem.
-A ty co?- rozejrzałam się za głosem. Tak mnie pochłonęły wiadomości ze świata, że nawet nie widziałam żeby ktoś zmierzał w moją stronę.
- Nie widać? – pomachałam telefonem przed osobnikiem, który raczył mnie odwiedzić.
- No widać widać, a ty to chyba już pracę skończyłaś prawda?
- Niby tak, a bo?
- A to, że nie chwaliłaś mi się.
- Niby czym miałabym się chwalić? Ej puść! Przecież auto mam otwarte kretynie jeden! Daj mi chociaż zamknąć auto!
- Jak ci dam to sobie odjedziesz.
- EEE nie prawda? To ty je zamknij skoro się tak boisz. – podałam mu kluczyki.
-No już a teraz chodź. – otwarłam już usta by coś powiedzieć – i nie nie możesz się wycofać.
 Zaprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia dając mi buty, czekał aż je ubiorę. Minę to miał mówiącą ‘ nie będzie sprzeciwu, ubierasz albo ja ci pomogę’ więcej chyba dodawać nie muszę. Ubrałam obuwie, a on otworzył drzwi. Moim oczom ukazała się sala, na której jakieś 15minut temu zakończył się ich trening, ponieważ zapach potu jeszcze utrzymywał się w powietrzu.
-Nie chwaliłaś mi się, że umiesz grać.
- Bo tutaj nie ma się czym chwalić.
- Nie powiedziałbym, nie wszystkie dziewczyny, które tutaj pracowały umieją grać.
 No niby ma rację, przecież mogłabym teraz siedzieć tak jak oni na hali całym dniem i trenować mieć taki tryb życia jak oni.
- Mniejsza, a mogę wiedzieć po co mnie tu przyprowadziłeś?
- Zagramy sobie.
- Kto jak kto, ale ty chyba wiesz ile powinno być zawodników na boisku. -
- O to się nie martw. Mam wszystko gotowe. Rozgrzej się, a ja za raz wrócę.
 Zrobiłam to co mi kazał, w sumie to chyba coś czuję, że sprowadzi mi tu za raz całą jego bandę albo przynajmniej 12 zawodników na dwie drużyny. Ehe już czuje to upokorzenie, przecież dziewczyny a chłopaki mają inną siłę, a ja na przyjęciu ich bomb chyba się posram.
- Wróciłeeeeeeeem.
-Widzę. – uniosłam jedną brew do góry i zrobiłam minę w stylu ‘no co ty nie powiesz?’
- I patrz kogo sprowadziłem. – a nagle mi tu zza drzwi wychodzi 11 juniorów. Mimo iż się tego spodziewałam zatkało mnie. I ja mam niby z nimi grac?
  Wszyscy jak gdyby nigdy nic weszli, pomachali i powiedzieli, krótkie ‘ hej’ a ja tylko potrafiłam się uśmiechnąć i odmachać.
- Dobra nie traćmy czasu. To jest Martyna – wskazał na mnie dłonią – A od lewej masz tak Bartek Lipiński, Bartek Lemański, Krzysiu Bieńkowski, Marcin Komenda, Jan Fornal, Artur Szalpuk, Olek Śliwka, Kuba Popiwczak, Paweł Gryc i Kuba Lewandowski. Wszystko jasne? – przytaknęłam – no to superancko. – dziwnych min na słowo ‘superancko’ wypowiedzianych przez Kacpra, się nie obyło. Kto w tych czasach używa takich słów?
Składy wyglądały następująco : Ja, Szalpuk – przyjęcie, Komenda – rozegranie, Gryc – atak, Popiwczak – libero i na środek Lemańśki. Drużyna Kacpra grała w składzie: on jako libero co jest chyba oczywiste, Fornal z Śliwką na przyjęcie, Bieńkowski – rozegranie, Lipiński – atak a na środek Lewandowski.
 Wydawało się, że podzieliliśmy się po równo, i dlatego nie obyło się bez zaciętych i długich akcji. W setach jest 2:2. Graliśmy na normalnych zasadach tyle że, z jednym środkowym i nie zmieniającym się libero. W punktach wygląda nie ciekawie 15:14. Moja drużyna prowadzi, a ja właśnie mam iść na zagrywkę. Nie wiem dlaczego, ale za wszelką cenę chcę wygrać. Mimo, iż nic mi to nie da, żadnego pucharu, medalu, ani złotych majtek. Po prostu mecz taki sam jak ten z treningów. Mimo to chcę czuć satysfakcję. Staję za 9 metrem, idealnie odmierzam 3 kroki, ustawiając się do zagrywki z wyskoku, zastanawiam się gdzie wycelować piłką. Spróbować zagrać skrót? Może flota? A może pieprznąć w tą piłkę tak mocno i zaryzykować w siatkę? Trzy kroki, piłka do góry, wzięłam zamach, chop, i pach. Poszło! Na Kacpra, to nie miało być na niego to miało iść po prostej. Trudno, wróciłam szybko na swoją pozycję, a do ataku zbierał się Fornal, czyli będzie po skosie czyli będzie na mnie. Przygotuj się Martyna przyjmiesz to. Jedna chyba z najdłuższych akcji, jakie dziś rozegraliśmy, ale nie na naszą korzyść. Gramy dalej, zagrywa Fornal.
Jeden, dwa, trzy! Jest setowa dla nas, Artur kieruje się za dziewiąty mecz, posyła bąbę! Tak jest idealnie pomiędzy Piechockiego i Śliwkę! Pogratulowaliśmy sobie wzajemnie, posprzątaliśmy piłki, i poszliśmy. Oddałam Kacprowi buty i ruszyła w stronę auta. Niektórzy siedzieli jeszcze przed budynkiem na ławeczkach. Odjechawszy spojrzałam się w ich stronę. Uśmiechnęli się i pomachali, a ja odwzajemniłam. Fajni chłopacy.
  Było już grubo po 18 kiedy wróciłam do domu. Otworzyłam drzwi i z bananem na twarzy przywitałam się z Madzią, wspominając dzisiejsze śmieszne akcje.
- Co dziś robiłaś takiego, że wróciłaś do domu 3 godziny później? Cóż cię zatrzymało ? – uśmiechnęła się wścibsko, i ruszając zabawnie brwiami. Dobrze wie, że coś mam za uszami. Przed nią się nic nie ukryje.
-No bo to przez Kacpra i resztę. – powiedziałam odkładając kubek z herbatą.
-Uuuu, co wy kombinujecie?
- CO?! Jakie wy? Nic, po prostu no emm.. pamiętasz wtedy, jak poszłyśmy na salę? I zostały otwarte drzwi, on je zostawił, widział nas jak ‘grałyśmy’ i dziś zaciągnął mnie na salę i graliśmy mecz, i wygrałam w tie breaku. I poznałam wszystkich juniorów, no i było okej. A ty kiedy musisz wrócić z chorobowego? Mam już dość tamtej siksy – momentalnie zcisnęłam mocniej kubek.
- Za 5 dni
– A to się fajnie składa
-Uuu dlaczego?
- Mam wolne, i jedziemy do Wrocławia.
- Taa żartujesz – prychnęła.
- No poważnie jedziemy do Wrocka, na 5 dni w sumie stęskniłam się za rodziną nie mów, że ty nie – spojrzałam w jej stronę. – No ale nie ma, że nie jedziemy a potem pojedziemy na wycieczkę może do Krakowa hmm? Taki odpoczynek bo wiesz Juniorzy za chwilę jadą i przyjeżdżają Seniorzy więc, wiesz. Chyba, że serio nie chcesz to pojadę sama. Idę się kąpać. – wstałam, poszłam po świeżą bieliznę i piżamę, raczej chyba już nigdzie nie pójdę tego dnia.
 Z łazienki wyszłam pół godziny później, blond włosy, które były jeszcze trochę mokre opadały mi na piżamę w misie. W salonie usłyszałam jakąś rozmowę, pewnie to telewizor. Więc swoje kroki udałam do pokoju. Ale im dłużej słyszałam głos, tym bardziej byłam przekonana, że to nie telewizja.
- Ej Tyna choć na chwilę!
- Po co? – stanęłam w korytarzu i uniosłam głowę oraz ręce i pomyślałam tylko ‘boże czemu?’ odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę salonu.
- Mamy gościa.
- Słyszę. – odparłam. Stanęłam w progu. I kogo ujrzałam Artura. Tak tego Artura. – Eee hej? Co cię tutaj sprowadza? – zapytałam i usiłowałam się uśmiechnąć najmilej jak tylko potrafiłam, a nie pomagał mi fakt, że mam piżamę w misie i mokre włosy.
- Bo ja tutaj w takiej sprawie jestem, nie chciałybyście może, pojechać z dwoma chłopakami do miasta, żeby wspomóc ich w wyborze prezentu?
- Z chęcią, ale mamy na jutro plany. – odpowiedziałam, a na ich twarzy od razu wdarło się niezadowolenie. – Ale jak chcesz jechać z nimi Madzia to jedź ja sobie pojadę sama do tego wrocka. Najwyżej. – skończyłam i poszłam do swojego pokoju. Włączyłam laptop, podpięłam słuchawki, otworzyłam odpowiednie przeglądarki i muzykę.
 Nim się obejrzałam na zegarku widniała już godzina 23:33 trzeba się kłaść. Wyłączyłam laptop. Ułożyłam się do łóżka, sprawdziłam czy telefon nie potrzebuje podładowania i ustawiłam budzik. Zamknęłam oczy i oddałam się w ręce krainy marzeń.
 Gdyby ktoś 3 lata temu powiedziałby ci, że możesz być kiedykolwiek szczęśliwa, wyśmiałabyś go. Przecież, nikt taki jak ty nie może być szczęśliwy. Od zawsze miałaś jakieś problemy, dopadały cię nieszczęścia, miałaś do wszystkiego pecha. Inni dostawali wszystko z łatwością, tobie nigdy nic nie zostało dane od tak na tacy, na wszystko musiałaś zasłużyć. Czy to w podstawówce czy na studniach. A jednak los ma dla ciebie inne zakończenie.
   Jest siódma rano pierwszego lipca, promienie słońca oświetlają znaczną część twojego byłego ale ciągle stałego pokoju u rodziców. Jedynie cień pojawia się w miejscu gdzie śpisz.
- Martyna wstawaj.
- Jeszcze chwilę – odpowiadasz. Przewracasz się na brzuch i podciągasz nogę tak aby było ci wygodnie.
-Nie ma chwili wstawaj, wyśpisz się po śmierci. – czujesz jak ktoś zsuwa z ciebie lekką, puszystą pościel. Jęczysz z niezadowolenia. Od zawsze nie lubiłaś gdy ktoś cię budził i to o tak wczesnej porze a na dodatek bez konkretnego powodu. Otwierasz oczy, a osoba, która dawała ci cień, jest ostatnią osobą jaką chciałabyś spotkać u siebie w domu, w pokoju, o siódmej rano. – w sumie to niezły z ciebie śpioch jestem u ciebie w pokoju od jakiś dziesięciu minut, nie staram się być cicho, a wręcz przeciwnie, a ty prócz jakiegoś jęczenia, i poprawiania się na łóżku kompletnie bez reakcji. Dziewczyno czy ciebie jest coś w stanie obudzić?
- Tak, ale na pewno nie twoja osoba– i to wcale nie miało być śmieszne, a wręcz odwrotnie. Ale jak widać go to bawi, ponieważ zareagował na to uśmiechem, takim szczerym słodkim uśmiechem. Ale stop. On cie przecież obudził. – po jakie licho tu przyszedłeś? I jakim cudem wiedziałeś gdzie mieszkam?
- Zabieram cię na wycieczkę. Ma się swoje sposoby, a teraz wyłaź i idź się ubierać nie ma dnia.
- A ja nie mam akurat dnia dla ciebie, nigdzie nie idę. Pa pa. – odblokowałam telefon i napisałam do Madzi czy to ona podała mu mój adres.
- Okej, wiedziałem, że tak będzie. A więc nie dajesz mi wyboru. – podszedł do łóżka, i przerzucił mnie przez ramię. Moje krzyki oraz bijatyki na nic by się zdały. Jedynie przyciągnęłyby uwagę.
- Mamo pomóż! Patrz co on ze mną robi. Nie pomożesz?Pozwolisz mu na to? – jedynie co to pokiwała głową, aha.
- Tak pozwolę, bo wiesz kochanie kiedyś będziesz mi dziękować, że nic nie zrobiłam. Ten jeden raz, nie pomogę ci w przypadku tego chłopaka. Daj mu szansę…
 
Obudziłam się o ósmej, wystraszona, i zalana potem. Co to miało znaczyć? Daj mu szansę? Jaką do cholery szansę? I kto to był za chłopak? Za nic na świecie nie potrafię sobie przypomnieć jego twarzy. Ale ona była mi tak bardzo znajoma…
- Oo wstałaś, a jednak nie musiałem cię budzić. –podskoczyłam gwałtownie, odwróciłam się w stronę skąd dobiegał głos. No masz, jeszcze tego mi tu brakuje.
- Co ty tu robisz? – czułam jak dreszcz włada nad moim ciałem. Tylko dlaczego? Znam go. Wiem że nic mi nie zrobi, a mimo tego się boje. Co jest ze mną grane?
- Zabieram cię na wycieczkę, ubieraj się nie ma dnia.
- To jest żart prawda? Za raz wyskoczą mi tu jakieś kamery, albo znikniesz prawda? Powiedz, że tak.
- Noo tu cię zasmucę, nie będzie tak, to nie jest żaden żart. Idź się ogarnąć masz 15 minut. Zaprzeczyłam, i od razu tego pożałowałam. Wszystko działo się podobnie jak w moim śnie. Dlaczego??? Wszystkie moje plany na dziś poszły się…
-------------------------------------------

NO HEJ! Jak wam się podoba? Zostawcie znać w komentarzu! :)


wtorek, 31 stycznia 2017

Dlaczego ludzie, którzy się nie lubią, potrafią coś do siebie czuć? Part 8



                                                                                       29 czerwiec 2015.
   Spała miejsce magiczne. Od niego wszystko się zaczęło. To dzięki temu, że zgodziłaś się tam pojechać nie siedzisz sama w domu. Nie patrzysz pustym wzorkiem w sufit. Dzięki temu miejscu, i dzięki niej możesz teraz spoglądać na ten spokojnych oddech. Na tę piękną gładką twarz. Codziennie przy śniadaniu wpatrywać się w jego niebieskie oczy. Czasem myślisz czy to nie jest sen. Ale to z dnia na dzień staje się bardziej piękniejsze niż sen. Do dziś uwielbiasz ten moment. Ten ostatni dzień jego wyjazdu. Wtedy wszystko się zaczęło…
  Jest szósta rano. Czyli znowu po raz milionowy muszę wstać. I posprzątać im pokój. Ale chociaż tyle są poprawy. I ja i oni nie patrzymy na siebie wilkiem. Ubrałam papcie i skierowałam się do łazienki. Madzia dziś ma wolne, bo od 3 dni temu wróciła taka jedna, Laura. Idealne imię. Od zawsze kojarzyło mi się z chamskim charakterem – czyli takim jaki ona posiada. Więc mogłabym sobie w tej łazience siedzieć i siedzieć, ale praca wzywa. Po szybkim prysznicu, umyciu i pomalowaniu twarzy, poszłam zrobić sobie wodę z cytryną i śniadanie. Było za piętnaście siódma. Ubrana i gotowa do wyjścia, zabrałam ze sobą potrzebne rzeczy i skierowałam się do auta.
   Dziś to był mój dzień. Nikt nie będzie mi go niszczył. A nawet postaram się być miła dla tamtej co opiera się o maskę auta i z kimś romansuje. Tak dość romansuje.
-Cześć Laura, może przedstawisz mnie twojemu nowemu koledze? – ze sztucznym uśmiechem zamykałam drzwi.
- Spadaj.
-Okej. Ale jest za minutę ósma. Wątpię, żebyś tak powiedziała szefowej. – poprawiłam tylko włosy i ruszyłam do drzwi. Zadowolona, że teraz ona będzie mieć przechlapane otworzyłam drzwi.
-AŁA ! Nie dało się mocniej?
- Matko przepraszam, nie chciałam.
- Jasne, ja też nie chciałbym tu stać. Uważaj!
- Przeprosiłam tak? O co ci jeszcze cho.. Cholera!– niczym jakieś domino wpadłam na Kacpra. Jeszcze Laury brakowało – sprawczyni. – Nic ci nie jest? Przepraszam. – stanęłam naprzeciwko jego. Bartek się śmiał, z tej całej sytuacji. Ale Kacper był trochę naburmuszony. Masowałam sobie plecy, idealnie dostałam klamką. – No to co, jesteśmy kwita? – uśmiechnęłam się nieśmiało. W sumie jak się tak przyjrzeć, on ma bardzo hipnotyzujący kolor oczu. Niczym Michał Winiarski. Stałam tak z nim może z minutę? Dwie? Ale z tego wyrwało mnie klaśnięcie.
-Hej? Wszystko okej? Za mocno dostałaś drzwiami? – zaśmiał się.
- Ee co? A nieee.. Jest okej. No to jeszcze raz przepraszam. Muszę iść. – odwróciłam się i poszłam do siebie. Przetwarzając co się właśnie stało. To było n i e m o ż l i w e, żebym się zauroczyła, albo co gorsza z a k o c h a ł a. Przecież, ja tu przyjechałam tylko i wyłącznie dla pracy. Nic więcej. Z resztą ja chyba nawet za nim nie przepadam, ja a on to dwa różne światy.
  Włączyłam swoją playlistę, zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy i pojechałam windą na j e g o piętro. Szczęście w nieszczęściu nie było ich tam. Do momentu, kiedy nie weszłam pod 130. Znane ‘zapomniałem czegoś ale już wychodzę’ oczywiście musiało przyjść w tym a nie innym momencie. Drugiej taktyki już nie wprowadzę, bo przecież ją też rozszyfruje. Niczym siatkówka, wie gdzie poleci piłka. A tą piłką muszę być ja.Tyle dobrze, że teraz obyło się bez słów. Może to te piękne powitanie rano? Tym razem zapomniał nakolanników. A wiadomo nakolanniki ważna sprawa. Przyszedł, zabrał i poszedł.
   Kolejny dzień sprzątania wyglądał podobnie. Muzyka, udawanie najlepszej wokalistki na świecie, za razem też tancerki. Robienie po prostu tego co mam z niewielką atrakcją dla siebie i śmieszną komedią dla innych. Do chwili.
- Niech to szlak. Jego pokój jest jakiś opętany. Czemu akurat teraz no? Nie mogłeś się rozładować o dwa pokoje dalej tylko akurat u niego??
-Co się stało? – zapytał trochę za troskliwie jak na niego.
-Matko nie strasz! – podskoczyłam, jak bym została porażona prądem.
- Spokojnie, masz kogoś na sumieniu, że się boisz? – ominął mnie i jak gdyby nigdy nic rozłożył się na ledwo co pościelonym łóżku. – Po za tym ja ten pokój lubię, i nie uważam żeby był opętany. – zaśmiał się biorąc batona do ręki.
- No to się cieszę, nic idę robić dalej.-  złapałam wózek i już go ciągnęłam w stronę drzwi.
-Miłego dnia
-E? Dzięki i wzajemnie. – a to dziwne. Sam Kacper Piechocki życzy mi miłego dnia. Cóż za nowość. Martyna czuj zaszczyt.
  Wszystkie pokoje standardowo zakończyłabym o 13, z przerwą na śniadanie. Ale dziś ją odpuściłam więc o pół godziny jestem do przodu. Z resztą nie chciałam spotkać Laury, a bez Madzi to nie to samo.
  Porządkując detergent zastanawiam się dlaczego, mój kącik z wszystkimi rzeczami znajduje się trzy drzwi od sali do treningów. I tego do teraz nie wiem. Ale wiem, że nikt aktualnie nie trenuje, a ja mam ochotę poodbijać piłkę. Nie robiłam tego od 4 miesięcy. Brakuje mi tego tak jak i meczy. Ale co zrobisz jak nic nie zrobisz?. No właśnie. Jestem do dziś zadowolona z naszego pomysłu, żeby schować spodnie i buty do grania w kanciapie. Z Madzią na to wpadłyśmy w pierwszy dzień. Napisałam jej szybki sms, który składał się jedynie z piłki do siatki i znaku zapytania. A jej odpowiedzi jedynie z uśmiechu. I wiadomo było kto dziś zajmuje sale. Jak by nie patrzeć, nikt nam nie zabronił po pracy tam iść. A ja na dziś skończyłam co miałam zrobić a wiec hulaj duszo piekła nie ma. Szybko się przebrałam i weszłam na salę. Pusta wydaje się taka ogromna. Tak dawno nie chodziłam po parkiecie. Szok, że tak bardzo to odczułam. Ten brak. Jednak to co kochasz, nie tak łatwo wymazać z pamięci.  Zaczęłam od lekkiej rozgrzewki, bo w sumie meczu grać nie będę, a jakoś specjalnie wysilać też nie. Więc to co najbardziej i najczęściej mogłoby ulec kontuzji oraz kilka podstawowych rzeczy rozgrzałam.
   Poszłam po koszyk z piłkami, zabrałam jedną. Stanęłam naprzeciw ściany i zaczęłam odbijać oburącz górą. Po 30 razach odbijałam sposobem oburącz dolnym i też tyle samo odbić. Idealnie skończyłam to w drzwiach stanęła Madzia. Od razu uśmiech pojawił jej się na twarzy.
-Znajomy zapach nie?
-O tak.. Brakowało mi go.
-Mi też. – uśmiechnęłam się, opierając o biodro piłkę.
  Szybko i sprawnie zrobiła rozgrzewkę, więc poodbijałyśmy sobie w parach. Następnie stwierdziłyśmy, że chcemy powtórzyć zagrywki. Od samego początku czyli taki przebieg od kiedy zaczynałyśmy, aż do momentu na którym zakończyłyśmy. Nie brałyśmy tego jakoś na poważnie. A przy każdej zagrywce, która nie przeszła momentalnie się śmiałyśmy. Najlepszy był ubaw przy zagrywce dolnej, przeze mnie znienawidzonej. Później już normalnie, po swojemu. Albo po prostu naśladując zagrywki Wlazłego, Kurka, Zagumnego Możdżonka, Winarskiego i swoje. Takie male wcielanie się w czyjeś pozycje.
- Ej a może by tak? Przyjęcie wystawa atak? Co ty na to?
-No mi to pasuje. – ja poszłam najpierw na przyjęcio-atak, a potem na rozegranie. Chciała zasadzić gwoździa niczym Bartek Kurek, ale skończyło się na tym, że wylądowałam w siatce. Ale i tak później próbowałam i za drugim razem się udało. Wiadomo nie od razu Rzym zbudowano,  dzięki tym słowom, chyba można powiedzieć, że tutaj jestem.
 -Nie nadaję się na to, po co mnie tam zaprowadziliście? Przecież widać, że to nie dla mnie. Znowu chcieliście mi pokazać, że do niczego się nie nadaje tak?
-Martyna, nie wkurzaj się po za tym masz 13 lat, i jak na taki wiek już chyba nie wypada, a powinnaś wiedzieć, że do wszystkiego potrzeba czasu tak to był pierwszy trening spokojne.
- Dobrze mama mówi. Właśnie tutaj jest ten problem, że do tej dyscypliny potrzeba wielu lat nauki i poświęcenia. A i tak ciągle będziesz uczyć się czegoś na nowo. Nie od razu Rzym zbudowano.
- Może i tak ale ja już więcej na trening nie pójdę. Co to to nie.
- Zobaczymy, jak coś to kolejny jest w piątek po lekcjach. Jeszcze pokochasz ten sport zobaczysz. –
I wyszli, nadzwyczajnie po prostu wtedy wyszli. I po raz drugi mieli racje. Wiedzieli, że tego sportu tak łatwo nie odpuszczę i że oddam się mu całym serduchem. Wiedzieli, że to jest coś dla mnie i dla moich możliwości.
-Hej uważaj!
- Ałć! Madzia! – krzyknęłam masując obolałe miejsce
- No co ? – wydukała śmiejąc się ze mnie. No tak nigdy nie zamyślaj się na parkiecie bo dostaniesz piłka w głowę.
- Pstro. Bolało. – pokazałam jej język.
- Co robimy teraz?
- Ja już jestem zmęczona, ile już tu siedzimy?
-  Z jakieś dwie godziny może? Pamiętasz? Pierwsze treningi w gimnazjum, wtedy tak szybko mijały. I był takie ‘ale coo?? Że niby już tak szybko? ‘ – zaśmiałyśmy się.
- Taak, pamiętam. Potem się nie chciało wracać. A czas na hali tak szybko mijał. Wiesz? Fajnie tak powspominać. Myślisz, że jak wrócimy to znowu będziemy trenować? Ciekawe czy będą nas tam chcieli znowu nie?
- Nas by nie chcieli? Takiej przyjmującej i takiej atakującej to nigdzie nie znajdą heloł..
-A ty głupia jesteś. Dobra choć pozbierać te piłki.
- No oczywiście moja królowo.
  Po skończonej czynności, wyszłyśmy z sali. W sumie jakoś nie wydaje mi się żebyśmy zostawiły otwarte drzwi, ale może coś mi umknęło. Zabrałam swoje rzeczy i rozeszłyśmy się do aut. W mieszkaniu byłam jako pierwsza. Więc jako pierwsza zajęłam łazienkę, a co.
  Gorące strumienie wody opada na mnie z taką siła, rozum podpowiada mi, że jeśli za chwilę nie przekręcę kurka z kranu będzie parzyć. Ale jest mi z jednej strony przyjemnie, nawet nie mam siły podnieść ręki, by zmienić to na trochę zimniejszą. Odkąd pamiętam, jeśli chciało się iść po mnie do łazienki trzeba odczekać parę minut chyba, że lubi się być w parze. Kto co lubi.
Odświeżona i pachnąca wyszłam z toalety. Swoje kroki od razu skierowałam do mojej ulubionej części – kuchni. Przygotowałam sobie makaron z sosem serowym, nałożyłam na talerz, nalałam jeszcze soku i poszłam do salonu. Otworzyłam laptop, bo jakoś dawno na nim nie byłam. Oznaką tego był lekki kurz. Szybko go starłam, wpisałam hasło i pierwsze co to przeglądarka, fejs, sportowe fakty, kluby, youtube, standard. Zadzwoniłam do siostry, od mojego przyjazdu nie gadałyśmy ani razu, ewentualnie szybkie sms’y i na tym koniec. Trochę szkoda, że z dnia na dzień nasz kontakt słabnie, trzeba to nadrobić i obie jesteśmy tego świadome.
---------------------------------------

No witam moi kochani! <3 Co u was? Ja wam daje kolejną część, jak wam się podoba? Bardzo chciałbym wam podziękować za to, że ktoś to w ogóle czyta! :) Jest to naprawdę miłe uczucie! Miłego dnia/wieczoru wam życzę!

środa, 18 stycznia 2017

Baranki jako piłka do siatki. Part 7



                                                                                                    27 czerwca 2015
Miesiąc później..
    Pracuję tutaj w Spale już ponad półtora miesiąc. Nie narzekam, kadeci będą jeszcze w ośrodku przez tydzień. Chłopaki z seniorów powoli się zjeżdżają, z dwu tygodniowego wolnego więc jest ‘wesoło’. Ręce od tych środków to już powoli katastrofa, a z pięknych zadbanych paznokci zrobiły się prawie jak papier ścierny, albo toaletowy. Czasem się zmieniam z Madzią, jeśli chcę dać odetchnąć i zregenerować moje dłonie. Jak na razie mieszka i żyje nam się dobrze, nie narzekam. Większość dnia i tak nie ma nas w mieszkaniu. A z chłopakami? Tez da się przeżyć oni mają swoje sprawy my swoje i nikt nikomu nie wchodzi na drogę. Ewentualnie wymieni się parę zdań jeśli czegoś potrzebują do pokoju. Parę dni później od mojego ‘pierwszego spotkania’ z libero, dziwnie się na mnie patrzał, przeważnie zawsze jak sprzątałam jego pokój, tam samo jak od innych z otwartymi drzwiami, on czegoś ‘zawsze’ zapominał. Aż do pewnego dnia, zmieniłam taktykę i zaczęłam drugą stroną, wychodziłam z pokoju, rozejrzałam się a on stał jak wryty przed drzwiami zdziwiony, chyba się upewniał czy drzwi są zamknięte. Ja odczekałam, a później miałam niezły ubaw. A zwłaszcza z tego, ż
e włączyłam swoją wyobraźnię, jego mina jak zobaczył, że puste butelki zniknęły w łazience znalazły się potrzebne rzeczy, a przecież wtedy wszystkie drzwi obok były zamknięte. Później już chyba tylko jedna sytuacja była z nim na stołówce, i jeszcze z Popiwczakiem, wtedy miałam być na wydawaniu posiłków. Chłopaki ustawili się w kolejce i po kolei mi mówili co by chcieli. Ja jak na dobrą pracownicę przystało, dawałam im tyle ile chcieli. Każdy prócz tych dwóch wyżej wymienionych, zachowywali się przyzwoicie, ale Kacper sobie chciał pożartować. Z późniejszymi dniami stwierdziłam, że to po prostu takie odegranie się. A Kuba, który był za nim i kończył kolejkę, poczuł wiatr i dołączył do kolegi. Odbyło się to w następujący sposób ‘ emm podaj mi trochę tego, albo nie wiesz może jednak trochę tego, chociaż niee na to nie mam ochoty’ drugi libero chciał mu ‘podpowiedzieć’ i doradzał, ale coś im nie wyszło. Wtedy, akurat wybrał zły dzień, bo nie byłam w humorze, jak się na niego wydarłam, to może nie szły ciągle wyzwiska. Co to to się jako tako powstrzymałam, ale głos podniosłam. Wyrecytowałam swój monolog o tym, że jest gorzej niezdecydowany niż niejedna dziewczyna itp. Na co Kacper ‘e to wiesz ja jednak tego schabowego wezmę’. Przewróciłam wtedy tylko oczami i podałam jemu i jego koledze  jedzenie. Oczywiście uwagi ze strony szefowej nie ominęłam, ale jednak trzymała moją stronę i powiedziała ‘na Twoim miejscu tez bym się wkurzyła ale chce żeby to był ostatni raz’ Szczerze nigdy nie lubiłam jak ktoś wytykał mi to co mam robić, albo czego nie, lub tego nie zrobisz bo ja ci tak mówię, zazwyczaj wtedy strasznie się wkurzałam i już mi się odechciewało wszystkiego, a najbardziej w okresie szkolnym. Inaczej jednak było z uwagami do siatkówki. Wtedy i tylko wtedy starałam się je zmieniać, z wszystkim innym wolałam się nie odzywać i robić tak jak mam ochotę. Zawsze byłam typem człowieka który tylko się wkurzy, jak coś się powie nie tak, i to dość szybko. Taki charakter i nic nie zrobisz. Co do Kacpra można powiedzieć, że obgadywałam go z Madzią. Ale w pozytywach i  negatywach. Czyli po prostu przyjacielskie pogaduchy. Wygadałam się jej w sumie niechcący, o sprawie która nie miała wyjść z ust. Aczkolwiek co się stało to się nie odstanie.
 Późnym wieczorem, naszła mnie ochota, na spacer. Madzia już spała.Ubrała się po cichu, wyszłam i zakluczyłam mieszkanie. Powolnym  krokiem chodziła sobie oświetloną ścieżką, rozglądając się w boki i wypatrując czegoś co skupi mnie od wspomnień. Wróciłam jakoś przed drugą, i jeszcze nie śpię a jest wpół do czwartej. Na szczęście mam przyjść na dwunastą, więc może będę kontaktować. Zamknęłam oczy, i jak to zawsze się mówi ‘licz baranki’ ale moimi barankami była piłka do siaty, nie wiem na której przestałam liczyć ale pomogło. Zasnęłam.
   Miałam dziś, recepcję. Fajnie mogę sobie siedzieć. I nic nie robić tak w sumie. Korzystając z ciszy, bo chłopaki pojechali gdzieś tam. Wzięłam się za czytanie nowej książki z mojej kolekcji pt 'zanim umrę' autorki Jenny Downham. Była jeszcze jedna książka, w której dziewczyna napisała na szkolnej ławce wers swojej ulubionej piosenki i na drugi dzień znów usiadła na swoim miejscu. Tylko, że prócz tego co tam naskrobała, ktoś jej na to odpowiedział. Prócz tekstu piosenek, anonimowa konwersacja, się rozkręcała. Ale prócz tego nie zapamiętałam tytułu. Niech to szlak. Wtedy pamiętam, że się wkurzyłam. Bo książka i to zostało mi w pamięci. Ale skupiłam się na tym co teraz czytam. I takim oto sposobem zleciały mi 3 godziny. A książka w większej połowie przeczytana, i moja praca na dziś skończona. Wróciłam do domu, zrobiłam sobie kolację i usiadłam przed telewizorem. Leciał akurat fajny film 'Zanim się rozstaniemy'. Przystałam na nim i oglądałam. Po skończonym i bardzo ciekawym filmie poszłam się kąpać. Pogadałyśmy jeszcze trochę z Madzią i rozeszłyśmy się do pokoi. Ja posiedziałam jeszcze trochę przed laptopem, ale znużył mnie sen. Odłożyłam ową rzecz, przykryłam puchatym kocem i zasnęłam.
-----------------------------------

Książka o której wspomniałam. Czyli ten tytuł to 'Ps. I like you' Tak gdybyście byli ciekawi :)

Hej kochani! Już jest kolejna część. Jak wam się podoba?


środa, 28 grudnia 2016

Mieszkanie, praca, praca,mieszkanie. Part 6



                                                                                              26 maja 2015 rok
Dojechałyśmy wczoraj na ulicę Słonika 3/30 przed godziną pierwszą w nocy. Jestem już po pierwszej nocy w nowym mieszkaniu. Jest to nowy budynek, nowoczesny. Szaro biały, z windą czyli na te 3 piętro nie będę musiała się wdrapywać. Od ośrodka dzieli nas 20 minut drogi pieszo. Za blokiem jest mały, zadbany nowy plac zabaw. Z resztą co się będę się rozpisywać, nowoczesny budynek. Natomiast to co ujrzałam w swoim lokum, musiało kosztować majątek. ‘To się postarali’ – pomyślałam kiedy po raz pierwszy przeszłam próg drzwi.
Cztero pokojowe mieszkanie, razem z łazienką oraz kuchnią. Nie były to jakieś małe klitki, przestrzeni jak na nas dwie było sporo. Zacznę od salonu Był to duży kwadrat, po prawej stronie od wejścia była beżowa ściana, a na niej wszystkie pamiątkowe zdjęcia, pod nimi biała duża narożnikowa kanapa, po lewej stronie od kanapy okno z widokiem na spalski las. Naprzeciw sofy duży telewizor i dwie szafy, na różne rzeczy, typu książki, kasety, płyty itp oraz stolik. Ogółem beżowo biały z czarnymi dodatkami.


Kuchnia była połączona z salonem, natomiast całkowicie biało czarna, z różnymi kontrastującymi ale pasującymi dodatkami.Korytarz,który prowadził do wszystkich pokoi, po prawej stronie od głównego wejścia ‘w ścianie’ ogromniasta czarna szafa z lustrem, kawałek ściany obok drzwi wypełniały cytaty różnych osób, w tym cztery zostały napisane od siatkarzy. Łazienka biało drewniana, po prostu idealna, Nasze sypialnie, zostały nie tknięte abyśmy my mogły sobie je urządzić tak jak będziemy chciały. Natomiast pokój dla gości był zwyczajny mały, znajdowała się w nim szara rozsuwana kanapa i stoliczek na lampę. I tak oto prezentowało nasze nowe mieszkanie. Całkowicie będzie to styl skandynawski.
 
Razem z Madzią na razie kimałyśmy w gościnnym. Jako, że było mi nie wygodnie a spałam po tej ‘mniej ryzykownej’ stronie, i do tego dochodziła dwunasta kopnęłam Madzie, a ta spadła. Widok niczym z filmu, rozczochrane włos opadły jej na twarz, lekko pośliniona i zaspana, nie równo zrobiona piżama, po całości przeciwieństwo tego wstawania w reklamach.
-Oszalałaś?! – ten jakże śmieszny moment przerwała, uderzając mnie poduszką. – Za karę. I sama się zaczęła chichrać niczym opętany czarny charakter patrzała się w sufit, a ja jej palnęłam w plecy.
- A masz! Ty zaczęłaś, ja kończę. Zajmuję łazienkę ty robisz śniadanie. Plan na dziś nasze pokoje, kolejnej nocy z tobą nie śpię.
-Masz jeszcze kanapę. – mamrotała z dywanu. Nie zwróciłam na to uwagi i niczym królowa z podniesioną głową ruszyłam do łazienki. Po porannych czynnościach, lekkim pomalowaniu oka, ubraniu się mogłam iść zjeść. Siadam na krześle a tam co? Kartka, tak karteczka i jej pismo ‘Powiedziałaś, że mam zrobić śniadanie. Nie powiedziałaś ile porcji. To za tą pobudkę. Ale znaj mą dobroć zaparzyłam ci wodę na kawę. Masz 20 minut :* ‘  Po skończonym moim śniadaniu a jej ogarnięciu, ubrałyśmy kurtki oraz buty, ja postawiłam na botki a Madzia na adidasy. Twierdząc, że spędzimy tam z 9 godzin i nogi mi do dupy wejdą, radzi mi abym też poszła w jej ślady. Ale ja i tak zrobiłam po swojemu. Zakluczyłyśmy nasze mieszkaniu i poszłyśmy.
-Ogółem w naszej nowej pracy mamy się zjawić jutro, żeby obgadać co i jak. Najpierw pojawią się juniorzy i zostaną na 3 tygodnie, a później zjawią się seniorzy. Tak więc zapracowane to będzie.- zaczęła mi opowiadać o naszej pracy a ja tylko przytakiwałam.
-A o której mamy tam być?
-Na 8 więc nie ma spania.
-Ehh szkoda. No to co? Tylko oglądamy a zamówimy przez Internet jak będzie wiadomo kiedy będziemy jakoś w domu?
-Też tak planowałam. – posłałyśmy sobie porozumiewawczy uśmieszek, wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy szukać jakiegokolwiek meblowego. W promieniu 30 km były tylko lasy. Więc stwierdziłyśmy, że to bez sensu i zawracamy, zahaczając o obiad, zamówimy meble i dodatki na internecie w domu, wypakujemy resztę naszych pudeł i zrobimy wielki porządek, to co nam się nie podoba w tym mieszkaniu z dekoracji od razu wyjazd i dajemy nasze rzeczy. Krótko mówiąc ‘ pracowity dzień’
 Około piętnastej zaczęłyśmy, włączając nasze play listy w telefonach. Mimo, że z większości jesteśmy podobne, nasze gusty muzyczne w niektórych sprawach nie pokrywają się ze sobą, a żeby robić postój myśląc, która teraz puszcza swoją piosenkę, wpadłyśmy na te rozwiązanie. I tak od pokoju do pokoju jęcząc teksty naszych piosenek i tańcząc do nich przy okazji, od czasu do czasu patrząc na siebie i śpiewając swoje zwrotki potakiwałyśmy w rytm. Istne wariatki. Zakończyłyśmy swoje porządki gdzieś przed dwudziestą pierwszą. Więc ogółem cały dzień w dupie. Jako, że ja pierwsza szłam rano się myć Madzia szła teraz jak to powiedziała ‘równo uprawnienie’ czy jakoś tak, nie  rozwodziłam się czy to było z sensem czy też nie, chciałam iść po prostu się myć i spać. Tylko tego mi brakowało do szczęścia.
   Ogarnięta rozłożyłam się na kanapie, włączyłam telewizor z nadzieją, że coś tam poleci. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się po 2 godzinach. ‘Ja pierniczę środek tygodnia, a ktoś sobie imprezuje’- pomyślałam. Odwieczny problem mieszkania w bloku. Nie mówię, żeby tego nie robili, też lubię imprezować no ale kurde w środku tygodnia? Chciałam nie zwracać na to uwagi i  próbowałam zasnąć. Czyli gdzieś godzinę albo dwie później.
  Równo o godzinie ósmej zjawiłyśmy się przy recepcji gdzie skierowano nas do gabinetu naszego szefa. Załatwiłyśmy to i owo, a po 15 minutach udałyśmy się do marketu po jakieś jedzenie na obiad, następnie do domu.
-No to co teraz wybieramy meble i te wszystkie inne pierdoły?- spytała gdy weszłyśmy do korytarza.
- Ledwo przeszłyśmy próg, a ty już o pokoje, skąd ci się aż tyle energii nagle wzięło? Też chce – westchnęłam, rzucając się na kanapę. – przynieś tego laptopa na co czekasz? – uśmiechnęłam się cwaniacko, Madzia natomiast pokręciła głową ze śmiechem.
-No to co najdroższe zakupy?- zapytała opadając na kanapę obok mnie, ja tylko pokiwałam głową na znak zgody.
Zamówiłyśmy chyba z 20 poduszek szarych, czarnych, i białych w wzory. Dwa duże łóżka, które miały najwięcej dobrych opinii. Dwa biurka, szafy duże rozsuwane z lustrem, lampy, puchate dywany, prześcieradła, ja czarny w białe paski, ona biały,  i jeszcze kupę innych dodatków.
-Zajęło nam to z trzy godziny, a kolejne 3 zajmie nam układanie i robie tego wszystkiego, jak nie cały dzień. – westchnęłam.
- Tak ale popatrz, teraz zrobimy co mamy zrobić, a później możemy spać w wygodnych łóżkach. – rozmarzyła się.
 Po wszystkich zrobionych czynnościach wybrałyśmy się na późny spacer, który głównym celem miał zaprowadzić nas do jakiejś knajpki z jedzeniem.
-Wiesz, nasze mieszkanie mi się podoba. Jest takie jakie sobie wyobrażałam powiem ci, że nie musimy się martwić kiedy skręcimy meble. Moja mama załatwiła takich fachowców po taniości i oni nam to zrobią. Fajnie nie ?
-Yhyy, fajnie, fajnie – przytaknęłam przeglądając menu.  – A na kiedy nam to zrobią? Bo jutro wiesz teraz mamy dwa dni wolne, a potem witaj kadro.. – podniosłam wzrok znad karty i spojrzałam na moją towarzyszkę, która przytaknęła i zawołała kelnera.

  3 dni później.
-Dzień dobry. – powiedziałyśmy obie.
-O witajcie dziewczęta, pewnie chcecie wiedzieć od czego dziś zaczynacie. A więc jest lekka zmiana planów. Chodzi głównie o Ciebie Martyno. Do Twoich obowiązków dojdzie jeszcze jedna rzecz, mianowicie będziesz pomagać na stołówce, czyli coś podobnego do kelnerki. Mam nadzieję, że to nie problem. Oczywiście płacone będzie i za to i za to czyli prosto mówiąc podwójnie. Mam nadzieję, że nie sprawię wam tym kłopotu i nie zrezygnujecie. No to chyba na tyle, jeśli coś się zmieni od razu was o tym powiadomię. – pogadaliśmy jeszcze trochę, o różnych zakazach i nakazach itp. Mianowicie ‘w godzinach pracy macie ZAKAZ kontaktów osobistych z gośćmi. Nie wchodzić tam i tam, bla bla bla’ tak jak to mówił tak jednym uchem wleciało a drugim wyleciało. Najchętniej chciałabym już zrobić co mam zrobić i spadać. A najlepsze jest to, że faktycznie dostałyśmy te ubrania, typu sprzątaczka i recepcjonistka z filmu. Myślałam, że tam ze śmiechu padnę. I jeszcze musimy mieć spięte włosy tak i śmak. Na co ja się zgodziłam!?. Poszłyśmy do swojego ‘kantorka’ i przebrałyśmy się.
-Bosze co ty załatwiłaś? – spytałam śmiejąc się z tego co mi ‘podarowano’
-No co nie podoba ci się? Powiem ci, seksi wyglądasz. – odpowiedziała, powoli tracąc oddech przez śmiech. Za co oberwała szmatką do kurzu.
     Chłopaki się powoli zjeżdżali, Madzia wiedziała, które pokoje są do dyspozycji więc tylko te mogła im dać, szczerze? Nie starałam się jakoś szczególnie a wyglądało to o niebo lepiej niż jak bym się do tego przykładała. Nie powiem uwijałam się z tym bo, ci niczym mrówki zbierali się i zbierali. Masakra. Po 8 pokoju miałam dość, a końca nie było. W sumie to nawet zazdroszczę jej, siedzi i daje kluczyki, zapisuje kto gdzie jest, a tak to siedzi i czeka. Nawet może wymienia zdania z nimi? Jak by nie patrzeć, teraz są chłopaki, którzy są w podobnym wieku do nas. Więc kto wie? Może cos ten tego. Chociaż nieee, od razu się skarciłam za tę myśl. Przecież nie przyjechałyśmy tutaj znaczy bynajmniej ja nie wiem jak z tamtą, szukać chłopaka. Ewentualnie szukać pieniędzy. Jak to śmiesznie brzmi ‘szukać pieniędzmi’. Gdy tak leciała już któraś piosenka z mojej play listy, a ja po raz sety powtarzałam tę samą czynność co do sprzątania, i ruszania w rytm piosenki, i zbierałam się do innego pokoju nie patrząc czy ktoś stoi na przeszkodzie bo drzwi tak czy siak nie zamykałam o mało co, a ktoś by został staranowany przez wózek z moimi przyjaciółmi do dezynfekowania i innymi pierdołami.
-Przepraszam, ale musisz tu stać? Chciałabym wyjechać tym gratem. – nic, nawet nie drgnął , no dobra prócz tego, że skrzyżował ręce na piersi i tupał nogą niczym obrażone pięcioletnie dziecko, które nie dostało lizaka. – Ahh.. rozumiem, chcesz kulturalnie tak? No dobrze spróbujmy czy tak potrafię. – odkaszlnęłam teatralnie – A więc drogi mistrzu czy mógłby pan posunąć swój zacny tyłek, bo ta oto niewiasta – w tym momencie pokazałam dłonią na siebie – chciałaby wyjechać tym oto rumakiem – teraz wózek miał swoje pięć sekund – z tego oto jakże pięknie wysprzątanego pokoju, byłby pan tak łaskaw i uraczył mnie tą oto przysługą, którą wspomniałam już wcześniej? Byłabym dozgonnie wdzięczna. – no i co? I gówno ja tu się namęczyłam gościu w śmiech.
-Nie no, aż tak się wysilać nie musiałaś wystarczyło ‘Mógłbyś się przesunąć dzięki’ ale skoro wolałaś tak to okej. Proszę bardzo już się przesuwam mym zacnym tyłkiem aby twój rumak miał wolną drogę. A tak spytam, ponoć kto nie ryzykuje nie pije szampana. Jak masz na imię niewiasto? Jam jest Kacper i skądś panią kojarzę.
-Dobra koniec tej szopki, fajnie, a jam jest Genowefa. Sorry młody ale nie mogę gadać w czasie pracy, ta ja cie też kojarzę libero Skry, może za świętym nigdy nam się uda pogadać, ale postaram się wpisać Ciebie do mojego kalendarza na 31 lutego. Może się załapiesz. Miłego dnia. – i wyszłam, z uśmiechem na twarzy, mimo iż chciałabym się z nim spotkać, to nie dla mnie.
  Po kolejnych 8 pokojach zrobiłam sobie przerwę. Zeszłam na dół do holu, wzięłam butelkę wody i usiadłam na kanapie.
-Jak tam młoda recepcjonistko?
-A fajnie siedzę na obrotowym krześle i się kręce bo mi nudno. A tam pokojówko?
-Właśnie, haha szkoda, ze cie nie było. Sikam z siebie. Jestem dziwna. Normalnie każda by kisła na ten widok, w sumie ja też ale nie tym razem. – opowiedziałam, jej o tej dla mnie bynajmniej śmiesznej sytuacji. Nie dokończyłam nawet a ona już czerwona ze śmiechu. – dobra koniec tego dobrego, kończę te 3 pokoje jeszcze i idę albo do domu, albo na tę stołówkę, w sumie to po kiego ja mam robić tą stołówkę? Matko kochana, życie to bezsens.
Skończyłam wszystko przed osiemnastą. Zrobiłam WSZYSTKIE pokoje jakie były tylko możliwe, moje ręce to czują. Tak czują to sprzątaj wszystkimi detergentami bez rękawiczek. Ehee.. Polecam. Wróciłyśmy do domu, ja poszłam pierwsza się kąpać, ale od razu padłam. O tyle dobrze, że ta ekipa remontowa już nam zrobiła te meble. I chwała im za to. Walnęłam się na łóżko i nawet nie miałam siły się przykryć, tak zasnęłam.