wtorek, 31 stycznia 2017

Dlaczego ludzie, którzy się nie lubią, potrafią coś do siebie czuć? Part 8



                                                                                       29 czerwiec 2015.
   Spała miejsce magiczne. Od niego wszystko się zaczęło. To dzięki temu, że zgodziłaś się tam pojechać nie siedzisz sama w domu. Nie patrzysz pustym wzorkiem w sufit. Dzięki temu miejscu, i dzięki niej możesz teraz spoglądać na ten spokojnych oddech. Na tę piękną gładką twarz. Codziennie przy śniadaniu wpatrywać się w jego niebieskie oczy. Czasem myślisz czy to nie jest sen. Ale to z dnia na dzień staje się bardziej piękniejsze niż sen. Do dziś uwielbiasz ten moment. Ten ostatni dzień jego wyjazdu. Wtedy wszystko się zaczęło…
  Jest szósta rano. Czyli znowu po raz milionowy muszę wstać. I posprzątać im pokój. Ale chociaż tyle są poprawy. I ja i oni nie patrzymy na siebie wilkiem. Ubrałam papcie i skierowałam się do łazienki. Madzia dziś ma wolne, bo od 3 dni temu wróciła taka jedna, Laura. Idealne imię. Od zawsze kojarzyło mi się z chamskim charakterem – czyli takim jaki ona posiada. Więc mogłabym sobie w tej łazience siedzieć i siedzieć, ale praca wzywa. Po szybkim prysznicu, umyciu i pomalowaniu twarzy, poszłam zrobić sobie wodę z cytryną i śniadanie. Było za piętnaście siódma. Ubrana i gotowa do wyjścia, zabrałam ze sobą potrzebne rzeczy i skierowałam się do auta.
   Dziś to był mój dzień. Nikt nie będzie mi go niszczył. A nawet postaram się być miła dla tamtej co opiera się o maskę auta i z kimś romansuje. Tak dość romansuje.
-Cześć Laura, może przedstawisz mnie twojemu nowemu koledze? – ze sztucznym uśmiechem zamykałam drzwi.
- Spadaj.
-Okej. Ale jest za minutę ósma. Wątpię, żebyś tak powiedziała szefowej. – poprawiłam tylko włosy i ruszyłam do drzwi. Zadowolona, że teraz ona będzie mieć przechlapane otworzyłam drzwi.
-AŁA ! Nie dało się mocniej?
- Matko przepraszam, nie chciałam.
- Jasne, ja też nie chciałbym tu stać. Uważaj!
- Przeprosiłam tak? O co ci jeszcze cho.. Cholera!– niczym jakieś domino wpadłam na Kacpra. Jeszcze Laury brakowało – sprawczyni. – Nic ci nie jest? Przepraszam. – stanęłam naprzeciwko jego. Bartek się śmiał, z tej całej sytuacji. Ale Kacper był trochę naburmuszony. Masowałam sobie plecy, idealnie dostałam klamką. – No to co, jesteśmy kwita? – uśmiechnęłam się nieśmiało. W sumie jak się tak przyjrzeć, on ma bardzo hipnotyzujący kolor oczu. Niczym Michał Winiarski. Stałam tak z nim może z minutę? Dwie? Ale z tego wyrwało mnie klaśnięcie.
-Hej? Wszystko okej? Za mocno dostałaś drzwiami? – zaśmiał się.
- Ee co? A nieee.. Jest okej. No to jeszcze raz przepraszam. Muszę iść. – odwróciłam się i poszłam do siebie. Przetwarzając co się właśnie stało. To było n i e m o ż l i w e, żebym się zauroczyła, albo co gorsza z a k o c h a ł a. Przecież, ja tu przyjechałam tylko i wyłącznie dla pracy. Nic więcej. Z resztą ja chyba nawet za nim nie przepadam, ja a on to dwa różne światy.
  Włączyłam swoją playlistę, zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy i pojechałam windą na j e g o piętro. Szczęście w nieszczęściu nie było ich tam. Do momentu, kiedy nie weszłam pod 130. Znane ‘zapomniałem czegoś ale już wychodzę’ oczywiście musiało przyjść w tym a nie innym momencie. Drugiej taktyki już nie wprowadzę, bo przecież ją też rozszyfruje. Niczym siatkówka, wie gdzie poleci piłka. A tą piłką muszę być ja.Tyle dobrze, że teraz obyło się bez słów. Może to te piękne powitanie rano? Tym razem zapomniał nakolanników. A wiadomo nakolanniki ważna sprawa. Przyszedł, zabrał i poszedł.
   Kolejny dzień sprzątania wyglądał podobnie. Muzyka, udawanie najlepszej wokalistki na świecie, za razem też tancerki. Robienie po prostu tego co mam z niewielką atrakcją dla siebie i śmieszną komedią dla innych. Do chwili.
- Niech to szlak. Jego pokój jest jakiś opętany. Czemu akurat teraz no? Nie mogłeś się rozładować o dwa pokoje dalej tylko akurat u niego??
-Co się stało? – zapytał trochę za troskliwie jak na niego.
-Matko nie strasz! – podskoczyłam, jak bym została porażona prądem.
- Spokojnie, masz kogoś na sumieniu, że się boisz? – ominął mnie i jak gdyby nigdy nic rozłożył się na ledwo co pościelonym łóżku. – Po za tym ja ten pokój lubię, i nie uważam żeby był opętany. – zaśmiał się biorąc batona do ręki.
- No to się cieszę, nic idę robić dalej.-  złapałam wózek i już go ciągnęłam w stronę drzwi.
-Miłego dnia
-E? Dzięki i wzajemnie. – a to dziwne. Sam Kacper Piechocki życzy mi miłego dnia. Cóż za nowość. Martyna czuj zaszczyt.
  Wszystkie pokoje standardowo zakończyłabym o 13, z przerwą na śniadanie. Ale dziś ją odpuściłam więc o pół godziny jestem do przodu. Z resztą nie chciałam spotkać Laury, a bez Madzi to nie to samo.
  Porządkując detergent zastanawiam się dlaczego, mój kącik z wszystkimi rzeczami znajduje się trzy drzwi od sali do treningów. I tego do teraz nie wiem. Ale wiem, że nikt aktualnie nie trenuje, a ja mam ochotę poodbijać piłkę. Nie robiłam tego od 4 miesięcy. Brakuje mi tego tak jak i meczy. Ale co zrobisz jak nic nie zrobisz?. No właśnie. Jestem do dziś zadowolona z naszego pomysłu, żeby schować spodnie i buty do grania w kanciapie. Z Madzią na to wpadłyśmy w pierwszy dzień. Napisałam jej szybki sms, który składał się jedynie z piłki do siatki i znaku zapytania. A jej odpowiedzi jedynie z uśmiechu. I wiadomo było kto dziś zajmuje sale. Jak by nie patrzeć, nikt nam nie zabronił po pracy tam iść. A ja na dziś skończyłam co miałam zrobić a wiec hulaj duszo piekła nie ma. Szybko się przebrałam i weszłam na salę. Pusta wydaje się taka ogromna. Tak dawno nie chodziłam po parkiecie. Szok, że tak bardzo to odczułam. Ten brak. Jednak to co kochasz, nie tak łatwo wymazać z pamięci.  Zaczęłam od lekkiej rozgrzewki, bo w sumie meczu grać nie będę, a jakoś specjalnie wysilać też nie. Więc to co najbardziej i najczęściej mogłoby ulec kontuzji oraz kilka podstawowych rzeczy rozgrzałam.
   Poszłam po koszyk z piłkami, zabrałam jedną. Stanęłam naprzeciw ściany i zaczęłam odbijać oburącz górą. Po 30 razach odbijałam sposobem oburącz dolnym i też tyle samo odbić. Idealnie skończyłam to w drzwiach stanęła Madzia. Od razu uśmiech pojawił jej się na twarzy.
-Znajomy zapach nie?
-O tak.. Brakowało mi go.
-Mi też. – uśmiechnęłam się, opierając o biodro piłkę.
  Szybko i sprawnie zrobiła rozgrzewkę, więc poodbijałyśmy sobie w parach. Następnie stwierdziłyśmy, że chcemy powtórzyć zagrywki. Od samego początku czyli taki przebieg od kiedy zaczynałyśmy, aż do momentu na którym zakończyłyśmy. Nie brałyśmy tego jakoś na poważnie. A przy każdej zagrywce, która nie przeszła momentalnie się śmiałyśmy. Najlepszy był ubaw przy zagrywce dolnej, przeze mnie znienawidzonej. Później już normalnie, po swojemu. Albo po prostu naśladując zagrywki Wlazłego, Kurka, Zagumnego Możdżonka, Winarskiego i swoje. Takie male wcielanie się w czyjeś pozycje.
- Ej a może by tak? Przyjęcie wystawa atak? Co ty na to?
-No mi to pasuje. – ja poszłam najpierw na przyjęcio-atak, a potem na rozegranie. Chciała zasadzić gwoździa niczym Bartek Kurek, ale skończyło się na tym, że wylądowałam w siatce. Ale i tak później próbowałam i za drugim razem się udało. Wiadomo nie od razu Rzym zbudowano,  dzięki tym słowom, chyba można powiedzieć, że tutaj jestem.
 -Nie nadaję się na to, po co mnie tam zaprowadziliście? Przecież widać, że to nie dla mnie. Znowu chcieliście mi pokazać, że do niczego się nie nadaje tak?
-Martyna, nie wkurzaj się po za tym masz 13 lat, i jak na taki wiek już chyba nie wypada, a powinnaś wiedzieć, że do wszystkiego potrzeba czasu tak to był pierwszy trening spokojne.
- Dobrze mama mówi. Właśnie tutaj jest ten problem, że do tej dyscypliny potrzeba wielu lat nauki i poświęcenia. A i tak ciągle będziesz uczyć się czegoś na nowo. Nie od razu Rzym zbudowano.
- Może i tak ale ja już więcej na trening nie pójdę. Co to to nie.
- Zobaczymy, jak coś to kolejny jest w piątek po lekcjach. Jeszcze pokochasz ten sport zobaczysz. –
I wyszli, nadzwyczajnie po prostu wtedy wyszli. I po raz drugi mieli racje. Wiedzieli, że tego sportu tak łatwo nie odpuszczę i że oddam się mu całym serduchem. Wiedzieli, że to jest coś dla mnie i dla moich możliwości.
-Hej uważaj!
- Ałć! Madzia! – krzyknęłam masując obolałe miejsce
- No co ? – wydukała śmiejąc się ze mnie. No tak nigdy nie zamyślaj się na parkiecie bo dostaniesz piłka w głowę.
- Pstro. Bolało. – pokazałam jej język.
- Co robimy teraz?
- Ja już jestem zmęczona, ile już tu siedzimy?
-  Z jakieś dwie godziny może? Pamiętasz? Pierwsze treningi w gimnazjum, wtedy tak szybko mijały. I był takie ‘ale coo?? Że niby już tak szybko? ‘ – zaśmiałyśmy się.
- Taak, pamiętam. Potem się nie chciało wracać. A czas na hali tak szybko mijał. Wiesz? Fajnie tak powspominać. Myślisz, że jak wrócimy to znowu będziemy trenować? Ciekawe czy będą nas tam chcieli znowu nie?
- Nas by nie chcieli? Takiej przyjmującej i takiej atakującej to nigdzie nie znajdą heloł..
-A ty głupia jesteś. Dobra choć pozbierać te piłki.
- No oczywiście moja królowo.
  Po skończonej czynności, wyszłyśmy z sali. W sumie jakoś nie wydaje mi się żebyśmy zostawiły otwarte drzwi, ale może coś mi umknęło. Zabrałam swoje rzeczy i rozeszłyśmy się do aut. W mieszkaniu byłam jako pierwsza. Więc jako pierwsza zajęłam łazienkę, a co.
  Gorące strumienie wody opada na mnie z taką siła, rozum podpowiada mi, że jeśli za chwilę nie przekręcę kurka z kranu będzie parzyć. Ale jest mi z jednej strony przyjemnie, nawet nie mam siły podnieść ręki, by zmienić to na trochę zimniejszą. Odkąd pamiętam, jeśli chciało się iść po mnie do łazienki trzeba odczekać parę minut chyba, że lubi się być w parze. Kto co lubi.
Odświeżona i pachnąca wyszłam z toalety. Swoje kroki od razu skierowałam do mojej ulubionej części – kuchni. Przygotowałam sobie makaron z sosem serowym, nałożyłam na talerz, nalałam jeszcze soku i poszłam do salonu. Otworzyłam laptop, bo jakoś dawno na nim nie byłam. Oznaką tego był lekki kurz. Szybko go starłam, wpisałam hasło i pierwsze co to przeglądarka, fejs, sportowe fakty, kluby, youtube, standard. Zadzwoniłam do siostry, od mojego przyjazdu nie gadałyśmy ani razu, ewentualnie szybkie sms’y i na tym koniec. Trochę szkoda, że z dnia na dzień nasz kontakt słabnie, trzeba to nadrobić i obie jesteśmy tego świadome.
---------------------------------------

No witam moi kochani! <3 Co u was? Ja wam daje kolejną część, jak wam się podoba? Bardzo chciałbym wam podziękować za to, że ktoś to w ogóle czyta! :) Jest to naprawdę miłe uczucie! Miłego dnia/wieczoru wam życzę!

środa, 18 stycznia 2017

Baranki jako piłka do siatki. Part 7



                                                                                                    27 czerwca 2015
Miesiąc później..
    Pracuję tutaj w Spale już ponad półtora miesiąc. Nie narzekam, kadeci będą jeszcze w ośrodku przez tydzień. Chłopaki z seniorów powoli się zjeżdżają, z dwu tygodniowego wolnego więc jest ‘wesoło’. Ręce od tych środków to już powoli katastrofa, a z pięknych zadbanych paznokci zrobiły się prawie jak papier ścierny, albo toaletowy. Czasem się zmieniam z Madzią, jeśli chcę dać odetchnąć i zregenerować moje dłonie. Jak na razie mieszka i żyje nam się dobrze, nie narzekam. Większość dnia i tak nie ma nas w mieszkaniu. A z chłopakami? Tez da się przeżyć oni mają swoje sprawy my swoje i nikt nikomu nie wchodzi na drogę. Ewentualnie wymieni się parę zdań jeśli czegoś potrzebują do pokoju. Parę dni później od mojego ‘pierwszego spotkania’ z libero, dziwnie się na mnie patrzał, przeważnie zawsze jak sprzątałam jego pokój, tam samo jak od innych z otwartymi drzwiami, on czegoś ‘zawsze’ zapominał. Aż do pewnego dnia, zmieniłam taktykę i zaczęłam drugą stroną, wychodziłam z pokoju, rozejrzałam się a on stał jak wryty przed drzwiami zdziwiony, chyba się upewniał czy drzwi są zamknięte. Ja odczekałam, a później miałam niezły ubaw. A zwłaszcza z tego, ż
e włączyłam swoją wyobraźnię, jego mina jak zobaczył, że puste butelki zniknęły w łazience znalazły się potrzebne rzeczy, a przecież wtedy wszystkie drzwi obok były zamknięte. Później już chyba tylko jedna sytuacja była z nim na stołówce, i jeszcze z Popiwczakiem, wtedy miałam być na wydawaniu posiłków. Chłopaki ustawili się w kolejce i po kolei mi mówili co by chcieli. Ja jak na dobrą pracownicę przystało, dawałam im tyle ile chcieli. Każdy prócz tych dwóch wyżej wymienionych, zachowywali się przyzwoicie, ale Kacper sobie chciał pożartować. Z późniejszymi dniami stwierdziłam, że to po prostu takie odegranie się. A Kuba, który był za nim i kończył kolejkę, poczuł wiatr i dołączył do kolegi. Odbyło się to w następujący sposób ‘ emm podaj mi trochę tego, albo nie wiesz może jednak trochę tego, chociaż niee na to nie mam ochoty’ drugi libero chciał mu ‘podpowiedzieć’ i doradzał, ale coś im nie wyszło. Wtedy, akurat wybrał zły dzień, bo nie byłam w humorze, jak się na niego wydarłam, to może nie szły ciągle wyzwiska. Co to to się jako tako powstrzymałam, ale głos podniosłam. Wyrecytowałam swój monolog o tym, że jest gorzej niezdecydowany niż niejedna dziewczyna itp. Na co Kacper ‘e to wiesz ja jednak tego schabowego wezmę’. Przewróciłam wtedy tylko oczami i podałam jemu i jego koledze  jedzenie. Oczywiście uwagi ze strony szefowej nie ominęłam, ale jednak trzymała moją stronę i powiedziała ‘na Twoim miejscu tez bym się wkurzyła ale chce żeby to był ostatni raz’ Szczerze nigdy nie lubiłam jak ktoś wytykał mi to co mam robić, albo czego nie, lub tego nie zrobisz bo ja ci tak mówię, zazwyczaj wtedy strasznie się wkurzałam i już mi się odechciewało wszystkiego, a najbardziej w okresie szkolnym. Inaczej jednak było z uwagami do siatkówki. Wtedy i tylko wtedy starałam się je zmieniać, z wszystkim innym wolałam się nie odzywać i robić tak jak mam ochotę. Zawsze byłam typem człowieka który tylko się wkurzy, jak coś się powie nie tak, i to dość szybko. Taki charakter i nic nie zrobisz. Co do Kacpra można powiedzieć, że obgadywałam go z Madzią. Ale w pozytywach i  negatywach. Czyli po prostu przyjacielskie pogaduchy. Wygadałam się jej w sumie niechcący, o sprawie która nie miała wyjść z ust. Aczkolwiek co się stało to się nie odstanie.
 Późnym wieczorem, naszła mnie ochota, na spacer. Madzia już spała.Ubrała się po cichu, wyszłam i zakluczyłam mieszkanie. Powolnym  krokiem chodziła sobie oświetloną ścieżką, rozglądając się w boki i wypatrując czegoś co skupi mnie od wspomnień. Wróciłam jakoś przed drugą, i jeszcze nie śpię a jest wpół do czwartej. Na szczęście mam przyjść na dwunastą, więc może będę kontaktować. Zamknęłam oczy, i jak to zawsze się mówi ‘licz baranki’ ale moimi barankami była piłka do siaty, nie wiem na której przestałam liczyć ale pomogło. Zasnęłam.
   Miałam dziś, recepcję. Fajnie mogę sobie siedzieć. I nic nie robić tak w sumie. Korzystając z ciszy, bo chłopaki pojechali gdzieś tam. Wzięłam się za czytanie nowej książki z mojej kolekcji pt 'zanim umrę' autorki Jenny Downham. Była jeszcze jedna książka, w której dziewczyna napisała na szkolnej ławce wers swojej ulubionej piosenki i na drugi dzień znów usiadła na swoim miejscu. Tylko, że prócz tego co tam naskrobała, ktoś jej na to odpowiedział. Prócz tekstu piosenek, anonimowa konwersacja, się rozkręcała. Ale prócz tego nie zapamiętałam tytułu. Niech to szlak. Wtedy pamiętam, że się wkurzyłam. Bo książka i to zostało mi w pamięci. Ale skupiłam się na tym co teraz czytam. I takim oto sposobem zleciały mi 3 godziny. A książka w większej połowie przeczytana, i moja praca na dziś skończona. Wróciłam do domu, zrobiłam sobie kolację i usiadłam przed telewizorem. Leciał akurat fajny film 'Zanim się rozstaniemy'. Przystałam na nim i oglądałam. Po skończonym i bardzo ciekawym filmie poszłam się kąpać. Pogadałyśmy jeszcze trochę z Madzią i rozeszłyśmy się do pokoi. Ja posiedziałam jeszcze trochę przed laptopem, ale znużył mnie sen. Odłożyłam ową rzecz, przykryłam puchatym kocem i zasnęłam.
-----------------------------------

Książka o której wspomniałam. Czyli ten tytuł to 'Ps. I like you' Tak gdybyście byli ciekawi :)

Hej kochani! Już jest kolejna część. Jak wam się podoba?