sobota, 17 grudnia 2016

Musimy? Part 5



25 maja 2015r.
Obudziłam się jako pierwsza, promienie słońca, które budziło się do życia padały na mą twarz. Wybierałam niestworzone pozycje, by choć jeszcze trochę móc spać. I o jeden obrót za daleko, wylądowałam na ziemi. Tak pierdykłam, że dupy nie czuję. Nie zwracając na to uwagi, rozejrzałam się po pokoju, dziewczyny spały, a godzina w telefonie pokazywała 7.45 ‘Toś sobie pospała Martyna’ – pomyślałam, ociężałym krokiem ruszyłam w stronę walizki, po potrzebne rzeczy na poranną toaletę i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz, umyłam ładnie ząbki, uczesałam włosy w niedbały kucyk, przebrałam się, przeczesałam rzęsy maskarą, usta nawilżyłam pomadką. Byłam gotowa, sprawdziłam jeszcze raz, którą mamy godzinę. ‘Sześć po ósmej no to idziemy po coś na śniadanie’ –tak jak ustaliłam sobie w głowie, tak też zrobiłam. Dziewczyny bez zmian, zasłoniłam im jeszcze okno by dłużej pospały, napisałam kartkę że wyszłam do sklepu. Zabrałam potrzebne rzeczy czyli słuchawki telefon portfel, ubrałam buty, bluzę i poszłam. W holu powiadomiono mnie abyśmy przed południem wyszły, ponieważ ktoś tam ma przyjechać czy jakoś tak. Szłam sobie już jakieś dziesięć minut, ze słuchawkami. Zbytnio nie wiedziałam gdzie idę, ale nasz hotel był dość blisko hali, i tamtą drogę pamiętałam, toteż nią szłam. Idąc tak chodnikiem, myślałam, myślałam i nie wymyśliłam nic. Dlaczego? Bo ktoś na mnie wpadł, a ja wpadłam na auto. Super. Na szczęście nic nie zostało uszkodzone, bez słowa wyjaśnienia pozbierałam wszystko i poszłam dalej przed siebie. Kolano mnie bolało jak cholera. Szłam dalej, ten kto na mnie wpadł ciągle mnie wołał, nie odwracałam się. Specjalnie nawet zrobiłam głośniej muzykę. I to był błąd. Ten kretyn nie dość, że na mnie wpadł, wziął zrobił ze mnie worek kartofli, i przerzucił przez bark. Zaczęłam krzyczeć, bo jak by nie było widziałam jego dolny tył.
-CHOLERA! Puść mnie kretynie!
-Chcesz upaść jeszcze raz?
-Dla twojej wiadomości raz upadłam i żyję, za drugim razem też tak będzie. ODSTAW MNIE NA ZIEMIĘ! – szarpałam, biłam, krzyczałam, miotłam się nic, zero reakcji, na serio? Co on jakiś tytan? Nie rusza go?
-Słuchaj, nie chcę być nie miły, ale jeśli się nie zamkniesz to nie skończy się to dla ciebie dobrze, a wręcz jeszcze gorzej. Widziałem jak utykałaś, nie słyszałaś mnie po raz dziesiąty bo miałaś słuchawki. Więc wybacz nie zostawię tego tak.
-Mogę chociaż zadzwonić do siostry? I powiedzieć gdzie mnie zabierasz?
-Okej, ale bez przekrętów.
- Ta jasne, już byś chciał – szepnęłam.
-Czekaj czekaj, ja cię skądś kojarzę – zrobił minę detektywa.
-Nie wydaje mi się, bo ja ciebie wcale. Możesz mi wreszcie powiedzieć, po jaką cholerę mnie tu przyprowadziłeś?
- Bo chce, żeby Tomek zobaczył czy ci nic nie ma. Z resztą to przeze mnie więc tak tego nie zostawię. – spojrzałam na niego z podniesioną brwią, a on tylko się głupkowato uśmiechnął.
-Wiesz, mi to się wydaje, że przychodnia jest w inną stronę a nie na.. – odwróciłam się by ‘sprawdzić’ jak się nazywa ten obiekt. – Hala Energia.
- Czy ty serio nie wiesz czy tylko udajesz? –spojrzałam na niego z pytającą miną, jak tak dalej pójdzie to za raz nie wytrzymam, ale muszę siebie pochwalić jestem dobrą aktorką. – Czyli nie wiesz. Jestem siatkarzem – przeczesał teatralnie swoją burzę włosów, a ja zachichotałam jak jakaś wariatka, mimo iż on też się zaśmiał, czułam się nieswojo. – I teraz zaprowadzę, cię do naszego fizjoterapeuty. A właśnie nie przedstawiłem się jestem Karol, miło mi.
-Martyna – uścisnęliśmy sobie ręce. A ten zaprowadził mnie do tego ‘magicznego’ miejsca, w którym chciałam kiedyś pracować.
Zapukał a po charakterystycznym ‘proszę’ weszliśmy do środka.
-Hej, Tomeeek. – złączył ręce, i kołysząc się niczym pięciolatek przedłużył samogłoskę.
-Nie kończ coś ty jej narobił.
-Skąd pan wiedział?- spytałam.
- Zapewne, wyleciał jak burza z hali i cię potrącił. Zgadłem? – przytaknęłam. – No dobrze, połóż się tutaj i powiedz gdzie cię uszkodził. Powiedziałam mu co i jak, ten tam se dotykał, po dłuższej chwili stwierdził, że jest okej mam tylko zmieniać opatrunek i smarować maścią. Podziękowałam, i od razu skierowałam się do wyjścia.
-Hej poczekaj! – zawołał ale ja już wyszłam z hali i kierowałam się do hotelu. Ten znów mnie dogonił, ale nie potraktował jak worek tylko tym razem szedł przede mną czyli ja szłam normalnie a on tyłem, próbowałam go minąć bez słowa. Na nic.- No ej odpowiedz, pogadajmy, proszę. Nie czuję się z tym fajnie no Martyna.
-Słuchaj nie mamy o czym gadać, poszłam do tego jak mu tam Tomka? Okazało się, że jest okej, z resztą ja też się nie czuje z tym fajnie, poza tym śpieszę się i  jak byś mógł tak nie iść bo za raz.. – no i zahaczył o ławkę, jak grzmotnął. Ja w śmiech on w śmiech, pozbierał się i usiadł, masując sobie łokieć.
-Widzisz jesteśmy kwita. To jak pogadamy? Miejsce już mamy. – zrobił minę, że no nie mogłam, byłam silna, tak zawsze jak na boisku.
- Karol wiem, że chciałbyś ale to nie realne, więc przepraszam cię ale ja już muszę iść. Pa
-Niech będzie nie będę naciskać ale podasz chociaż swój numer? Albo powiesz gdzie mieszkasz?
-Wrocław. Cześć.
-Cześć.
  Wróciłam, przed hotel dziewczyny już czekały, usiadłam za kierownicę i czekałam aż wejdą.
  Po trzy godzinnej jeździe, wróciłyśmy do domów. Czekając na Madzię, poszłam wytłumaczyć wszystko rodzicom. Myślałam, że będzie gorzej, ale przyjęli to nawet dobrze. Gdy dostałam sms’a, że mogę już wyjeżdżać, zabrałam swoją torebkę. Usiadłam ponownie na tym samym miejscu, załączyłam swoją ulubioną play listę, i jechałam sobie spokojnie.  Podjechałam pod jej dom, blondynka już czekała, a wraz z nią pudła. Pomogłam jej spakować wszystko, i znów zasiadłam na swoim miejscu.
-Madzia, a ty musisz być akurat dziś w Spale? – spytałam kiedy czekałyśmy na światłach.
-No wypadałoby, w sumie to te mieszkanie dostałyśmy od hotelu, nie chce żeby musieli tak długo czekać. A czemu? – spytała, odwracając głowę w moją stronę.
-Bo ja bym pojechała jeszcze na mecz, za pół godziny ma być z Częstochową, co prawda towarzyski ale zawsze coś. To co ty na to?
-Niech będzie ale od razu potem jedziemy okej?
-Okej.
 Oddalałyśmy się od domu, w stronę ‘świątyni’.  Prześpiewałyśmy większość drogi, ogólnie to Madzia się wydurniała i przejęła większość słów, a ja musiałam się skupić i no nie do końca to wychodziło. Będę to pamiętać dość długo. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś jadący autem wyciągnie sobie nogi za okno i będzie śpiewać, a nie przepraszam drzeć mordę w stronę aut i do tego ruszając na zmianę nogami miedzy pojazdami. Tak przyjaźnie się z wariatką. Ale co zrobić dopełniamy się i to jest najważniejsze.
Dojechałyśmy do Energii. Jakieś 10 minut dzieliło nas od pierwszego gwizdka. Zakupiłyśmy ostatnie dwa bilety i udałyśmy się na swoje miejsce. Dużego tłumu nie było, nie ma się co dziwić to tylko mecz towarzyski, równie dobrze nie musiałby być grany na punkty. Wejściowe składy były standardem na rozegraniu Uriarte atak Wlazły przyjęcie Winiarski Conte środek Kłos i Lisinac libero Piechocki
 Pierwszy set poszedł im szybko, w drugim było trochę emocji, na trzecim polegli, ale w czwartym podnieśli się i ‘pokazali gdzie jest ich miejsce’.  Kiedy wszyscy opuścili trybuny, siatkarze udzielali wywiady, reszta się zbierała, nie wiem jak nam się to udało ale weszłyśmy na płytę boiska i popykałyśmy trochę piłką. Tak trochę bo za mocno w nią uderzyłam a ta poleciała na stolik sędziowski niszcząc przy tym jakiś sprzęt.  Nie myśląc podbiegłam do Madzi, że niby ‘ się witamy bo się spotkałyśmy’ powiedziałam jej tylko szybkie ‘udawaj’ i się odsunęłyśmy od siebie. Żeby nie wyglądało to dziwnie popatrzałyśmy chwilę w tamto miejsce ale później wróciłyśmy do ‘rozmowy’. Odczekałyśmy chwilę i chciałyśmy wyjść, ale ochroniarz ‘goryl’ nas nie wypuścił więc Madzia przebrnęła pod nogami a ja nad nim niczym jakaś agentka, biegłyśmy przez cały korytarz. Krzycząc w niebogłosy, że ochroniarz nas goni. Wybiegłyśmy o mało nie taranując zawodników z  Częstochowy. Schowałyśmy się za moim i kogoś autem. Odczekałyśmy z 15 minut ciągle okrążając auto jeśli ochroniarz był za blisko, ale ten później się poddał. A my niczym surykatka wyłoniłyśmy głowę za maski i rozejrzałyśmy się dookoła. Chłopaki w autobusie mieli pewnie ubaw po pachy jeśli zwrócili na nas uwagę. Oparłyśmy się o auto i zaczęłyśmy się śmiać.
-Ee przepraszam, że przerywam ale czy mogłybyście nie opierać się o mój samochód ? Chciałbym wrócić już do domu.
- He? – odwróciłam się bo nie do końca wiedziałam do kogo to było.- Ee znaczy tak naturalnie, przepraszamy.
-Dzięki.  – odjechał, a ja stanęłam wryta, Madzia tak samo.
-Czy my właśnie?
-Tak.
- I on ma teraz nasze na?
-Tak
- Ja pieprzę.
-Ehe, jedziemy?
- Jak najszybciej. Ty prowadzisz – rzuciłam jej kluczykami i poszłam w stronę drzwi pasażera. Ruszyłyśmy, oczywiście nie mogło się obyć bez tego by komuś auta nie zniszczyć, ale to nie tym razem. Po prostu to jest tak, że jak my siądziemy za kierownicą to trzeba uważać. Mimo to nie jesteśmy złymi kierowcami, wypadku jeszcze nie spowodowałyśmy więc nie jest źle.
Gdy już tak jechałyśmy może półtorej godziny? Zaczęło mnie kolano boleć. No tak atak środkowego, mój sprint, ciągle na meczu na nogach. To teraz daje się w znaki. Nie mówiąc nic Madzi jechałyśmy dalej. Wsłucham, się w teksty piosenek i jakoś dam radę. Przecież zawsze dawałam.

--------------------------------------------
Hej moi kochani! Kolejny part już jest, co o nim myślicie? I na czyim samochodzie dziewczyny się opierały? To wszystko wyjaśni się za jakiś czas! Chcę wam tylko powiedzieć, że będzie wielki misz! Dlatego czytajcie uważnie każdy part by się nie pogubić! To tyle ode mnie! Miłego czytania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz