czwartek, 10 listopada 2016

Czy aby na pewno? Part 2

                                                                                                                   1 maja 2015 roku.       Środa, dziesięć minut po jedenastej. Powinnaś teraz siedzieć na uczelni i się uczyć, czegoś tam. Tym czasem siedzisz i próbujesz pozbyć się kolejnego kaca w przeciągu czterech dni. Rodzice gdy widzieli Twój stan, postanowili akurat wtedy mieć dla Ciebie najwięcej do zrobienia. Dobrze wiedziałaś, że specjalnie, nie chcą abyś tyle korzystała z życia, a opuszczanie zajęć to już przegięcie. Mają dla Ciebie poukładane życie ‘szkoła, dobra praca, dobry mąż, gromadka dzieci itp’. Ale ty wiesz, że tego nie chcesz. Prócz tego, że jesteś bardzo leniwa, chcesz korzystać życia. Oddać się siatkówce, jedna rzecz do której rodzice nie maja problemu i nawet kiedy od cholery nie chciało się jechać 15km na hale oni cię motywowali. Szkoda, że względem do szkoły nie są tacy jacy byli gdy chodziłaś do podstawówki, gimnazjum i liceum. Teraz są w pracy więc nie widzą, jak marudzisz na wczorajszy dzień, i na ludzi którzy wymyślili alkohol.
  Jesteś na pierwszym roku studiów. Kierunek, który nigdy nie był brany pod uwagę z Twojej strony. Mimo, iż naciskali na niego Twoi rodzice, i na całe te pieprzone studia też, bardzo ich kochasz i wmawiasz sobie ‘to dla Twojego dobra, oni chcą dobrze’, chociaż czasem chcesz im powiedzieć swoje, gryziesz się w język. Chcesz z nich zrezygnować i tak zrobisz, tylko jak zdasz ten rok. Czyli za niedługo. Przeniesiesz się, nie wiesz jeszcze gdzie ale zamiast studiować szkołę bankową, będziesz robić to co chcesz. Jednak ciągle masz co do tego obawy. Bo co jak nie wyjdzie?
        ‘Skończyłaś rozmyślać?’ – opieprzyłam sama siebie, czas przecież wstawać, ale tak mi się nie chce. Poleżałabym jeszcze trochę. Jest dopiero przed dwunastą. To na mnie zbyt wcześnie. No ale jak nie teraz to kiedy? Ubrałam swoje papcie i ruszyłam w pogoń za piżamą. Znalazłam je dopiero po pięciu minutach. Zaparzyłam kawę i zrobiłam sobie kanapki. Agata chyba jeszcze spała, albo poszła do pracy, nie obchodzi mnie zbytnio, i tak wróci. Ze śniadaniem udałam się do salonu, gdzie włączyłam telewizor, akurat leciała powtórka jakiegoś filmu, przystałam na nim i zasmakowałam mojej kanapki z serem. Nic specjalnego, ale na żołądek który nie jadł od dwudziestej trzeciej do za pięć dwunastej jest straaasznie i to strasznie głodny. Po 10 minutowym posiłku, poszłam po ubrania i kierunek łazienka, w trakcie napisałam do Anastazji mojej trenerki, chodzi o trening. Trochę się posprzeczałam z kapitanem a to ona zawsze pisze czy są treningi, albo że są odwołane. Nie jesteśmy jakąś zawodową ligą, po prostu trenujemy bo chcemy, jakieś sparingi sobie robimy, ale do Orlenligi nie należymy. Może kiedyś? Wątpię. Tak więc miałam te cztery godziny, do treningu. Wzięłam długą kąpiel. Lekko się pomalowałam, ubrałam w czarne rurki, luźniejszą bluzkę z napisem. Do tego czarną kurtkę i adidasy. Spakowałam jeszcze rzeczy na trening, dom zamknęłam i skierowałam się do mojego białego forda fiesta. Torbę położyłam obok siebie i ruszyłam. Najpierw do żabki po wodę, a później na podój galerii. Przed tym zanim ruszyłam spod sklepu zadzwoniłam do Madzi, mojej koleżanki, też kocha siatkówkę, tak trenuje ze mną. Spotykam się z nią za dwadzieścia minut pod galerią Wrocławską. Więc odpalam i ruszam w drogę.
   I tak jak przypuszczałam zajęło mi to dwadzieścia minut. Blondynka  czekała na mnie przed wejściem, zapatrzona w jakąś gazetkę. Zaparkowałam na najbliższym wolnym miejscu i ruszyłam w jej stronę.
-Bu!
- MATKO! Martyna!
-Tak mam na imię. – zaśmiałam się, jej mina na prawdę była nieziemska.
-Śmieszne. – przewróciła oczyma, jak to zawsze miała w zwyczaju, kiedy koś ją wystraszył. Idziemy?
-Tak.
            Chodziłyśmy już bite dwie i pół godziny. Kupiłam na trening nowe nakolanniki, czarne letnie buty na słupku, dwie pary spodni i jakieś poszczególne bluzki, przy okazji poszłyśmy jeszcze coś zjeść. I po czterdziestu minutach wyszłyśmy, obładowane i najedzone  z centrum, od razu udałyśmy się do samochodu by to spakować. Była szesnasta czyli za chwile trening. Wsiałyśmy do mojego autka, wjechałyśmy do mieszkania Madzi, by ta mogła zabrać i odnieść swoje rzeczy. Po dziesięciu minutach znów kierowałyśmy się w stronę hali.
 W szatni byłyśmy jako pierwsze, i jako pierwsze poszłyśmy na salę. Jak zawsze rozgrzewka ok 20 minutowa, a później ćwiczenia z trenerem i gra.
 Po skończonym treningu od razu przyjechałam do domu, była tam już Agata, i rodzice. Bez słowa ze swoimi zakupami udałam się do siebie. Rozpakowałam je i odłożyłam na swoje miejsce. Następnie skierowałam się do łazienki. Zimny i jednocześnie gorący prysznic dał tak wiele, że nigdy bym z niego nie wyszła.
Tylko, że tak się nie da, bo ktoś się zawsze dobije do łazienki. Owinęłam się ręcznikiem, włosy lekko podsuszyłam, nałożyłam odżywkę i spięłam w lekkiego warkocza. Zmyłam resztki makijażu, którego zostało niewiele. Ubrałam moją słodką piżamę w misie, i wyszłam. Mord w oczach Agaty mówił sam za siebie. ‘Za długo tam siedzisz Martyna’ – pomyślałam i udałam się do swojego pokoju. Usiadłam na parapecie z książką  ‘Dary Anioła’  i zagłębiłam się w czytaniu.
  Przeczytałam około czterysta stron w niecałe trzy godziny. Nieźle. Odniosłam przedmiot na półkę, i wskoczyłam do łóżka. Zobaczyłam ostatni raz co się dzieje na świecie. Było po godzinie pierwszej, zablokowałam telefon, i przewróciłam się na drugi bok. Od razu zasnęłam.
--------------------------------------

HEY! HEY! Już jestem z kolejnym partem!
Mam nadzieję,że się podoba!
Dajcie znać co sądzicie!
Miłego!

2 komentarze: